Cichy dźwięk gramofonu rozchodził się
po ciemnym pomieszczeniu. Co uważniejsi mogli bez problemu w szumie ,który
wydobywał się z grającego urządzenia wyłapać słowa niegdyś dobrze przez
wszystkich znanej piosenki La Touch de la Ve. Mimo swoich niewielkich rozmiarów
pokój posiadał ten charakterystyczny ,zimny chociaż przez wielu uważany w tych
czasach za standardowy klimat. W
kącie na skórzanym fotelu ,którego lata świetności już niechybnie przeminęły
siedział czarnowłosy mężczyzna, ubrany w lekko pogniecioną białą koszulę oraz
granatowe spodnie z szelkami przewieszonymi na ramionach. Jego głowa opadała
swobodnie na lewe oparcie, twarz była przykryta szaro-czerwoną książką na
której okładce widniał napis ,,Jour de la Fallen”.
Odgłos pukania do drzwi wyciągnął z
letargu na wpół przysypiającego mężczyznę. Drzwi do pokoju po chwili się
otwarły a do wnętrza weszła zgrabna brunetka z włosami spiętymi w kok na oko w
wieku nie więcej niż dwadzieścia lat.
-Witam kapitanie, przynoszę raporty z
wczorajszej rewizji wschodniego bloku mieszkalnego nr 34
-Ta...tak ,dziękuję –odpowiedział
chrapowatym głosem
-Znowu pan pił? Czy przypadkiem major
nie zabronił panu przechowywania jakiegokolwiek rodzaju alkoholu na terenie
bazy.-zapytała lekko zirytowana kobieta.
-Spokojnie Jennefer to była tylko
niewielka buteleczka szkockiej ,nawet nie wiesz jak musiałem się namęczyć aby
ją zdobyć.
-Tak, tak rozumiem ,gra w karty to na
prawdę ciężkie wyzwanie-powiedziała sarkastycznym tonem.
-Masz zamiar nadal rozpaczać nad moim
,,wspaniałym życiem”
czy jednak przejdziesz do rzeczy ,bo zgaduję ,że masz jakąś ważną sprawę do mnie.
czy jednak przejdziesz do rzeczy ,bo zgaduję ,że masz jakąś ważną sprawę do mnie.
-Jak zwykle nadmiernie niecierpliwy,
jednak masz rację. Dzisiaj rano przyszedł do ciebie list ze sztabu głównego.
-I niech zgadnę przypadkowo otworzyłaś
go. Jaką więc ważną sprawę mają do asa piechoty lądowej?
-To cię z pewnością zaskoczy,
zostajesz przeniesiony i to nie byle gdzie do centrali głównej.
-Co!?Daj mi ten list ,szybko-krzyknął
wyrywając kartkę z rąk kobiet
Kapitan IV jednostki karnej o/. Richmond
Z dniem dzisiejszym tj. 20.04.2033 na zlecenie Marszałka J.J Kross
zostaje pan przeniesione do centralnego dystryktu z placówką w Washington,
gdzie obejmie pan stanowisko kapitana w nowo utworzonej jednostce specjalnej.
Proszę o stawienie się na miejscu w przeciągu 48h.
Major sztabowy A.T Railes
Czarnooki z coraz większym
niedowierzaniem czytał nadesłaną notkę ,w głębi duszy pragnąc aby był to tylko
kolejny z głupich żartów jego podoficerów.
-Nie cieszy się pan? W końcu otrzymał
pan awans na który czekał od dwóch lat, niech mi pan nie mówi ,że przywiązał
się do tego miejsca?-zapytała sarkastycznie przerywając panującą od chwili
ciszę.
-Awans HA! Trafiam do najgorszego
miejsca na Ziemi ,czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak trudna jest
teraz sytuacja w stolicy?. Codziennie zmagają się z coraz większymi
falami zainfekowanych a na dodatek wewnętrzna rebelia wisi na włosku odkąd
powstał ten ,,religijny front wyzwolenia”.
-Życzę powodzenia, będę zawsze o panu
pamiętała siedząc wygodnie w bezpiecznym miejscu ,kto wie może zajmę za
niedługo pana aktualne stanowisko-słodkim głosem powiedziała brunetka wychodząc
z pomieszczenia ,zostawiając za sobą skołowanego
czarnowłosego.
-Nawet o tym nie myśl, zimna
jędzo!!!-wykrzyczał opadając ponownie na swój fotel.
-Washington, a więc znowu muszę tam
wrócić-wypowiedział pogłaśniając przedwojenny gramofon, by po chwili zanurzyć
się w słowach piosenki.
Musisz dotknąć swych oczu i zdławić łzy
Muszę odejść, chodź ze mną
Szukać nieznajomego
Szukać nieznajomego do kochania
-Czy nie mógłbyś lekko się pośpieszyć,
nie chce narzekać ale za dwie godziny muszę stawić się w stolicy.
-Przykro mi kapitanie, robię co mogę.
Sama naprawa potrwa około 30 minut.-odpowiedział niskiego wzrostu młodzieniec.
-Upewnij się ,że wszystko zrobisz
prawidłowo nie mam zamiaru stać zbyt długo w tym upale.-Powiedział siadając pod
bilbordem rzucającym niewielki cień na rozgrzany asfalt.
-Młody, znasz się na tym miejscu,
gdzie znajdę najbliższy wodopój?-zapytał po chwili czując jak jego gardło z
minuty na minutę coraz bardziej się wysusza.
-Na końcu ulicy w prawo, jednak proszę
uważać ten teren nie jest jeszcze całkowicie oczyszczony i niewielkie grupki
mutantów mogą kryć się w niektórych miejscach.
Mężczyzna wolnym krokiem udał się w
wyznaczone miejsce, po drodze jego wzrok wodził po opuszczonych budynkach.
Rozbite okna ,wywarzone drzwi, zawalone ściany były tutaj częstym widokiem.
-Nareszcie, coś zimnego-powiedział
ucieszony pijąc wodę z stworzonego na szybko wodopoju.
Cichy szmer spowodował natychmiastową
reakcję ze strony czarnookiego. Czujnym okiem zaczął rozglądać się po
otaczającym go środowisku: kilka porozbijanych aut, stary blok, przewrócone
śmietniki. Nic nadzwyczajnego ,jednak po chwili zauważył w oddali postać małego
chłopca. Z rany na głowie sączyła mu się czerwona ciesz spływając powoli na
ciało młodzieńca. Szybkim krokiem zaczął zbliżać się do malucha jednak ten
jakby oszołomiony, ze strachem w oczach momentalnie ruszył do biegu, wchodząc
do jednego z budynków. Kilka kroków wystarczyło aby żołnierz znalazł się we
wnętrzu lokalu. Panująca ciemność zmusiła go do włączenia latarki, którą jak
zawsze trzymał przypiętą do wojskowego pasa. Powoli zaczął przemieszczać się po
pokojach, próbując odnaleźć chłopca. Parter okazał się pusty, swoje kroki
skierował do jedynego nie zawalonego wejścia prowadzącego w dół. Pomieszczenie
to przypominało mu magazyn, wielkie regały z porozrzucanymi na nich pudłami i
puszkami. Do jego uszów nagle dotarł hybrydalny krzyk, niewiele czasu musiał
czekać aż dowie się kto jest jego właścicielem. Momentalnie jego ciało zostało
posłane na jeden z regałów ,który pod siłą uderzenia zawalił się. Mężczyzna
jasno myśląc wyciągnął natychmiastowo nóż ,jednak nie dane było mu go użyć
,gdyż bestia przyparła go swoim ciężarem, wybijając z ręki jego broń.
Wykrzywione zęby kierowały się w stronę twarzy czarnowłosego, ten wiedząc ,że
nie może stracić ani chwili więcej kopnięciem odepchnął na moment stwora. Ręką
pochwycił znajdujący się nieopodal niego metalowy pręt. Mutant wstając z
powrotem na nogi z całą szybkością rzucił się na swoją ofiarę. Uniknął on
pierwszego ciosu zadanego przez mężczyznę, wbijając tym samym swoje ostre
niczym brzytwa pazury w ramię człowieka. Bordowa ciecz zaczęła powoli spływać
po skórze czarnookiego. Trzeźwy rozum sprawił ,że natychmiastowo odskoczył ,
przygotowując się na kolejny atak. Trzymanym w lewej ręce prętem uderzył
poczwarę w głowę ,robiąc szybki zwód w prawą stronę okaleczoną ręką chwycił w
dłoń swój żołnierski nóź ,którym po chwili rzucił w zainfekowanego ,przebijając
się centralnie przez płat czołowy. Nieruchome ciało stwora chwilę później
upadło bezwładnie na ziemie ,unosząc tym samym w górę warstwę pyłu i kurzu.
Spokój nie trwał długo ,gdyż z sąsiedniego pomieszczenia zaczynały wyłaniać się
kolejne monstra. Czarnowłosy najszybciej jak potrafił ruszył w stronę wyjścia,
przeklinał się w duchu ,że nie zabrał ze sobą żadnego karabinu czy też nawet
pistoletu. Chwila wystarczyła aby zjawił się na ulicy ,zarażeni nie przerwali
pościgu, momentalnie został on otoczony przez kilku z nich. Wiedział ,że w
bezpośrednim starciu nie ma najmniejszych szans. Pierwszy z napastników zaczął
się coraz bardziej zbliżać jednak po chwili został on uderzony przez
nadjeżdżający z bocznej uliczki samochód terenowy.
-Młody ! szybko rzuć mi broń-krzyknął
czarnooki w stronę kierowcy pojazdu.
Po chwili trzymał on w swoich rękach
karabin automatyczny MG 42. Szybkim ruchem odpalił znajdujący się pod celnikiem
laser i namierzając stwory zaczął do nich strzelać. Pierwsze dwa strzały
okazały się niewiarygodnie wręcz precyzyjne, siła z jaką naboje trafiły ciała bestii rozerwała ich czaszki na strzępy. Kolejni mutanci z czasem również
pożegnali się z życiem zostając zmiażdżeni przez samochód. Kierowca po chwili
wyciągnął zza pasa jeden z granatów odłamkowych i odbezpieczając zawleczkę
rzucił do wnętrza budynku z którego dobiegały kolejne głosy zarażonych. Wybuch
porozrzucał znajdujące się najbliżej wejścia ciała w różne strony.
-Dzięki, nie wiem jakby się to
skończyło gdybyś nie pojawił się na czas –zdyszanym głosem oznajmił mężczyzna
podając rękę chłopakowi.
-Nie ma sprawy, powinniśmy się zbierać
samochód jest już naprawiony od dziesięciu minut.
Z daleka można było już dostrzec ogrom
znajdującego się przed nim obszaru. Zewnętrzna część ogrodzona była barykadą na
której bezustannie znajdowali się żołnierze gotowi w każdej chwili zlikwidować
pojawiające się niemal nieustannie zagrożenie. Na każdym z rogów znajdowały się
wieżyczki na których umieszczone zostały wielkie reflektory. Po chwili droga
którą jechali doprowadziła ich do metalowej bramy ,przez którą po krótkiej
kontroli mogli wjechać do wewnętrznego rejonu. Po obu stronach znajdowały się
hangary z różnego rodzajami pojazdami, dalej był umieszczony rząd bloków od A
do H które najprawdopodobniej służyły jako budynki socjalne. Zatrzymali się
przed jednym z największych budynków znajdującym się na środku placu, był to
ośrodek badawczy którego składał się z kilku skrzydeł łączących ze sobą zarówno
laboratoria jak i szpitale.
Chwilę później żegnając się ze
kierowcą udał się ośrodka administracyjnego. Po niecałych 15 minutach stanął
przed drzwiami na których widniała tabliczka z napisem : Major Sabaku Gara.
Stanowczo pukając w drzwi moment
później usłyszał krótkie polecenie –wejść.
Przed oczami ukazał mu się niewielki
pokój wypełniony po brzegi różnego rodzajami mapami, książkami oraz atlasami.
Jego wzrok skierował się na mężczyznę opartego o parapet okna. Miał on
czerwone, krótko ścięte włosy oraz charakterystyczną bliznę rozchodzącą się od
ucha aż na środek lewego policzka.
-Kapitan Itachi Uchiha melduje się na
rozkaz- donośnym głosem oznajmił czarnowłosy .
-Witamy w Azylu Zbawienia.
/\/\/\/\/\/
Witam , na dzisiaj to tyle ,mam
nadzieję że wam się spodobało. Zachęcam do komentowania, gdyż jakikolwiek odzew
z waszej strony bardzo mnie cieszy i motywuję. Co do kolejnych notek to mam
zaplanowane jak na razie 3 kolejne rozdziały więc myślę ,że wena jak
najbardziej dopisuje.
Koniec transmisji od reporter