poniedziałek, 23 lutego 2015

Love Drunk #1

Radość ,szczęście,miłość czyż to nie wspaniałe uczucia?.Każdy z nas dąży do tego aby posiąść chociaż część z nich.Do nie dawna można było powiedzieć ,że byłam jedną z tych osób.Beztroską dziewczyną z sercem wypełnionym po brzegi marzeniami i nadzieją.Jednak okazało się to być tylko krótkim, nic nie znaczącym epizodem w moim życiu.Strata bliskiej osoby zawsze pozostawia po sobie ślad.Jakże byłam głupia sądząc ,że mnie to nie dotyczy.Z dnia na dzień czułam jak moje serce powoli rozbija się na drobne kawałki tworząc pustkę pełną smutku i rozpaczy.Upływający nieubłaganie czas ,zbyt pochopnie wybrane ścieżki życiowe sprawiły ,że stałam się inną osobą zaledwie cieniem człowieka jakim kiedyś byłam.I tak oto znalazłam się tutaj ,stojąc samotnie pośród deszczu spoglądając na niewielki ,szarawy grób z lekko już nieczytelnym napisem.

-Witaj tato -powiedziała szeptem kładąc na nagrobku białą lilię.

Dziewczyna o krótkich różowych włosach powoli szła jedną z oświetlonych ulic spoglądając na wystawione wkoło ozdoby .Zbliżały się święta ,jeden z tych okresów w których wszyscy są szczęśliwi spędzając wspólnie czas w rodzinnym gronie.Dla niej był to tylko kolejny dzień jej bezbarwnego,monotonnego życia.Wtulając się mocniej w swój bordowy szalik przeniosła wzrok na grupkę bawiących się dzieci.Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy.Można było powiedzieć ,że lekko zazdrościła tym dzieciakom szczególnie ich nieświadomości jak ciężkie i przytłaczające może być życie.

Po kilkunastu minutach drogi stanęła przed swoją kamienicą-zwykłym niezbyt dobrze wyglądającym budynkiem .Wstukując kod otworzyła drzwi by po chwili udać się schodami na szóste piętro.Zatrzymała się przed białymi,odrapanymi drzwiami na których wisiał lekko przekrzywiony napis ,,Haruno".Głęboko oddychając przekręciła klamkę wchodząc do mieszkania.Niedługo trzeba było czekać aby poczuć unoszący się w powietrzu zapach alkoholu i papierosów.Powoli zdjęła z siebie czarną skórzaną kurtkę i odstawiła na bok wysokie ,metalowe glany.Ostrożnie skierowała się w stronę swojego pokoju.Naciskając klamkę usłyszała za sobą ochrypnięty,niezbyt przyjemny głos.

-Gdzie się szlajałaś małolato?Pragnę przypomnieć ,że mimo szesnastu lat nadal jesteś niepełnoletnia -ujrzała swoją zdenerwowaną matkę trzymającą w jednej ręce papieros a w drugiej na wpół opróżnioną butelkę jakiegoś tandetnego piwa.

-Byłam na cmentarzu -odpowiedziała lekko przestraszonym głosem.

-Po co znowu tam poszłaś,przecież wyraźnie zabroniłam ci go odwiedzać.

-Dzisiaj jest rocznica ,musiałam.-powiedziała spuszczając wzrok na podłogę.

-Ostatni raz to zrobiłaś,nigdy więcej nie odwiedzaj tego mężczyzny.

-Ale to jest mój ...-wypowiedź nastolatki została przerwana przez pijaną kobietę ,która lekko się chwiejąc uderzyła ją w twarz rozcinając przy tym jej zmarznięty policzek.

-Nie wspominaj już o nim !!!Jest on zwykłym trupem nic więcej.-ostry głos wydobył się z gardła starszej kobiety.

-Nienawidzę cię...Nienawidzę !!!- krzyknęła dziewczyna wybiegając z mieszkania.

Zimne podmuchy wiatru wywoływały dreszcze na jej zziębniętej skórze.Siedząc na starej ławce której lata świetności już dawno przeminęły opierała swoją głowę o kolana zasłaniając tym samym twarz przydługą grzywką.Drobne łzy wypełnione smutkiem spływały po jej zaczerwienionym policzku.

-Czy odrobina szczęścia to zbyt wiele,dlaczego akurat mnie musi to wszystko spotykać.

-Tato ,brakuje mi ciebie.-szeptała dziewczyna spoglądając przed siebie nieobecnym wzrokiem.

Z ciemnych chmur powoli zaczęły spadać rozmaitego kształtu płatki śniegu.Kolejna fala zimna przeszła przez jej ciało.

-Zamarznięcie na śmierć ha ha jakże bezsensowna śmierć ...chociaż może to nie taki zły pomysł,w końcu będę mogła uwolnić się od tego wszystkiego.-powiedziała unosząc lekko głowę w górę wpatrując się w nieliczne migocące na niebie gwiazdy.

-Wszystko w porządku?-do uszów dziewczyny dobiegł ciepły ,męski głos.

Skierowując wzrok w źródło tego dźwięku ujrzała przed sobą wysokiego blondyna ubranego w czarny płaszcz z przewieszonym na szyi szarym szalikiem.

-Nie twoja sprawa -odpowiedziała zimno.

-Masz rację,jednak zauważ ,że sypie śnieg a ty jesteś w bluzce na ramiączkach.-powiedział spoglądając na trzęsącą się zielonooką.

-Nie pomyślałeś o tym ,że może lubię zimno -rzekła przekręcając głowę w bok.

Niespodziewanie dziewczyna poczuła jak chłopak przykrywa ją swoim płaszczem.Momentalne ciepło rozeszło się po jej ciele ,przynosząc ze sobą miłe uczucie.

-Co ty robisz,mówiłam ,że to nie potrzebne!!! -krzyknęła na chłopaka ,który w tym momencie siedział obok niej na ławce energicznie dmuchając w ręce.

-Może i mówiłaś ale miałem taką zachciankę i nic nie mogłem z tym zrobić.-odpowiedział unosząc nieznacznie kąciki ust w górę.

-Jesteś idiotą ,teraz tobie jest zimno.

-Komuś musi być a że wypadło na mnie to już inna sprawa.

-Ty na prawdę jesteś głupi,spotykasz nieznajomą dziewczynę,oddajesz jej swoje ubranie to brzmi jak scena z jakieś marnej komedii.-odpowiedziała kręcąc głową z niedowierzaniem.

-Tak myślisz?Hmm jakby się głębiej zastanowić...

Nagle do uszów nastolatków dobiegł wydobywający się ze spodni chłopaka dźwięk telefonu.Blondyn pośpiesznie wyciągnął go i po chwili zaczął rozmowę.

Różowa spoglądając na twarz niebieskookiego z niezbyt wielką ciekawością przysłuchiwała się jego hmm konwersacji?

-Nie,jeszcze nie wróciłem.

-W parku

-Czy dasz mi wytłu...

-Tak,obiecuję ale...Halo ,Hinami?

Chłopak wkładając telefon do kieszeni ,powoli przetarł swoją twarz.

-Wiem ,że to trochę późno ale jestem Naruto -powiedział wystawiając rękę w stronę dziewczyny.

-Ok

-A ty jesteś...?

-Wiesz dzięki za płaszcz i w ogóle ale zapewne widzimy się pierwszy i ostatni raz więc nie mam zamiaru zawiązywać przyjaźni -odpowiedziała wstając z ławki i podając ubranie chłopakowi.

-Ehh najwyraźniej się nie dowiem.Daleko masz do dom?Jest już ciemno może cię odprowadzę?-zapytał stając koło różowo-włosej.

-Nie to nie będzie potrzebne -odpowiedziała stanowczo i powoli zaczęła się oddalać w stronę jednej z ulic.

-Zaczekaj przynajmniej weź to -rzekł owijając szyję dziewczyny swoim szalikiem.

-Nie musisz ...-chciała dokończyć jednak zauważyła ,że chłopak zniknął już za rogiem znajdującej się w pobliżu altanki.

Otwierając ostrożnie drzwi weszła do mieszkania kierując się szybko w stronę swojego pokoju.Siadając na łóżku spojrzała na wiszący na ścianie zegar analogiczny.

-1.30? To wszystko jego wina -szepnęła odkładając na fotel szary szalik chłopaka.

Po szybkim i niezbyt ciepłym prysznicu ,gdyż o tej porze o ciepłej wodzie mogła już tylko sobie pomarzyć wskoczyła do łóżka przykrywając się solidnie kołdrą.Usilnie starała się usnąć jednak nie była w stanie zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło.Nienawidziła takich momentów gdyż to właśnie one w głównej mierze sprawiały ,że zaczynała myśleć o wszystkich otaczających ją problemach.

Wąska,niewidzialna w  panującej ciemności łza spłynęła po policzku zielonookiej.Panująca cisza raz po raz była przerywana przez szloch różowo-włosej.

-Wszystkiego najlepszego Sakura-szepnęła cicho chowając twarz między dłońmi.

Głośny dźwięk budzika dotarł do uszów dziewczyny.Lekko zaspanym wzrokiem spojrzała na wyświetlacz ,który wskazywał godzinę 6:00.Powoli wstając z łóżka udała się w stronę szafy z której wyciągnęła czarną bluzę z czerwonym napisem ,,Scary enough" oraz ciemne podarte na kolanach spodnie.Swój wzrok skupiła na stojącym w rogu lustrze.Jej twarz była wyraźnie zmęczona a oczy podkrążone oraz lekko spuchnięte po przepłakanej nocy.Wciągając głęboko powietrze weszła do kuchni na szczęście nie zastała tam swojej matki.Na stole zauważyła kilka opróżnionych puszek po piwie oraz wypełnioną po brzegi popielniczkę.Nagle poczuła w brzuchu lekki skurcz,brak kolacji dawał teraz o sobie znać.Otworzyła drzwiczki lodówki i zaczęła rozglądać się za czymś do jedzenia.Nie mając zbyt wielkiego wyboru zjadła dwie niewielkie kanapki z serem popijając je przy okazji gorzką herbatą.Zabierając z pokoju czarną torbę stanęła przed wyjściem gdzie założyła swoją skórzaną kurtkę oraz metalowe glany.Wychodząc na ulicę włożyła do uszów słuchawki i puściła swoją ulubioną piosenkę ,,PainKiller".

Kolejny dzień ,kolejna dawka upokorzeń.Nie lubiła chodzić do szkoły ,czuła się tam obco nie mając nikogo z kim mogłaby porozmawiać.Grupka ,,przyjaciół" z którą kiedyś spędzała czas odrzuciła ją gdy tylko dowiedziała się o jej problemach.Mijając kolejne przecznice weszła na duży otoczony zielonym ogrodzeniem dziedziniec.Szkoła do której chodziła niczym się nie wyróżniała.Zwykły ,duży budynek z wieloma salami tak można było w skrócie określić to miejsce.Przed wejściem zauważyła rozmawiające ze sobą dziewczyny ,jedna z nich Lexi bo tak miała na imię stojąca po prawej stronie blondynka była dla niej kiedyś kimś w rodzaju siostry jednak najwyraźniej tylko ona tak sądziła.Przechodząc obok nich spuściła głowę na dół próbując uniknąć kontaktu wzrokowego.

-Ha ha ha zobacz jak się ubrała.

-Masz rację takie coś nie powinno się pokazywać publicznie.

Zielonooka starając się nie reagować na zaczepkę szybko udała się  stronę swojej sali w której za chwilę miała rozpocząć się lekcja.

Większość osób z jej klasy jeszcze nie przyszła nie licząc jej były jeszcze zaledwie dwie osoby -niska,ruda dziewczyna oraz czarnowłosy chłopak.Siadając w ostatniej ławce oparła głowę na rękach.Zamykając oczy wsłuchiwała się w słowa piosenki ,,I am machine I don't feel anything..."

Lekcja minęła niezbyt ciekawie ,nauczyciele z reguły nie przykładali się zbytnio,większość z nich już dawno spisała  klasę na straty.Przerwa z słuchawkami w uszach później kolejna również interesująca lekcja.Każdego dnia coraz bardziej wychodzę z założenia ,że moje życie nie ma sensu a cała przyszłość jest już stracona.Ostatnią lekcją była godzina wychowawcza.Kobieta ,która prowadziła naszą klasę była średniego wzrostu brunetką o piwnych oczach i jasnej cerze.Z początku uważałam ją za porządną osobę,starała się pomagać mi ze wszystkim jednak jak można było się tego łatwo spodziewać szybko znudziła jej się ta rola i teraz z całych sił próbuje udawać że wszystko jest w porządku i niczego nie widzi.

-Proszę o ciszę.Jak pewnie niektórzy z was już wiedzą do naszej klasy dołączy dzisiaj nowy uczeń,mam nadzieję że miło go przyjmiecie.

Nie zwracając zbytniej uwagi na całe zamieszanie zielonooka spoglądała w okno wpatrując się w starszego mężczyznę odśnieżającego parking dla nauczycieli.

-Cześć jestem Naruto,miło was poznać-do uszów dziewczyny dotarł znajomy głos,odwracając głowę w stronę tablicy zauważyła wczoraj poznanego chłopaka.Był on ubrany w szary sweter oraz czarne spodnie.

-Nie wierzę -cichy dźwięk wydobył się z ust dziewczyny.

-Naruto usiądź koło  Lexi jutro postaram załatwić ci własną ławkę-powiedziała miłym głosem brunetka.

Pozostałe dwadzieścia minut minęło tak jak zwykle.Spoglądając na pierwszą ławkę widziałam jak Naruto ambitnie angażował się w rozmowę z Lexi co chwilę delikatnie się uśmiechając.

-Kolejna jej zabawka,czego można było się spodziewać.

Dźwięk dzwonka sygnalizował zakończenie dzisiejszego dnia w szkole.Dziewczyna spakowała leżące na ławce książki i nie zwracając na nikogo uwagi udała się w stronę wyjścia.

-Dziewczyna z parku? -odwracając się w tył ujrzała wpatrujące się w nią niebieskie tęczówki

-To ty,nie sądziłem ,że cię tu spotkam-powiedział lekko się uśmiechając.

-Na pewno nie jesteś tak zaskoczony jak ja-odpowiedziała oschle.

-Naruto,zapomniałam ci powiedzieć że nie warto się do niej odzywać.To nikt ważny więc się nią nie przejmuj-rzekła blondynka stając koło niebieskookiego.

Znowu to samo uczucie mimo ,że wiele razy słyszała takie słowa to zawsze bolało tak samo.

Różowo-włosa w milczeniu wyminęła stojącą parę i szybkim krokiem wyszła ze szkoły.Pogoda od rana znacząco się pogorszyła.Było coraz zimniej a śnieg jak na złość nie chciał przestać sypać.

-Zaczekaj!!!

-Dziewczyno z parku ,zaczekaj.

-Co chcesz? -zapytała ostro.

-Powiesz mi w końcu jak masz na imię?

-Po co ci to wiedzieć ,już słyszałeś jestem nikim ważnym -powiedziała odwracając głowę w bok.

-Słuchaj,nie wiem dlaczego Lexi tak powiedziała ale ustalmy coś nie znam cię ,nie wiem o tobie nic a opinia innych średnio mnie obchodzi.

-Jakie piękne słowa,długo musiałeś nad nimi myśleć? -zapytała sarkastycznie ruszając do przodu.

-Nie zostawię cię dopóki mi nie powiesz -powiedział idąc za dziewczyną.

-Długo jeszcze masz zamiar za mną iść?- zapytała zirytowana zachowaniem chłopaka,który szedł za nią już dobre piętnaście minut.

-Już ci mówiłem,odejdę pod jednym warunkiem.

-Boże co za debil...Sakura,zadowolony.

-Tak,miło cię poznać Sakura -powiedział ciepło się uśmiechając.

-Jak obiecałem,do jutra koleżanko!!!-krzyknął przechodząc na drugą stronę jezdni.

Dziewczyna wędrowała wzrokiem za oddalającą się sylwetką chłopaka.

-Prawdziwy idiota -na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.

                                                           /\/\/\/\/\/\/

Witam,tak jak obiecałem przedstawiam prolog serii one-shotów ,która będzie się pojawiać na moim blogu regularnie(mam nadzieję)w poniedziałki.Proszę o skomentowanie i wyrażenie swojej opinii.

                                                          Koniec transmisji od Reportera.

środa, 18 lutego 2015

rozdział siódmy -fortuna

Aromatyczny zapach smażonego mięsa rozchodził się w powietrzu,delikatne podmuchy wiatru raz po raz unosiły resztki pozostałych na drzewie  ciemno brązowych liści.Jasne światła reflektorów oświetlały sporych rozmiarów drewniane molo znajdujące się u brzegu krystalicznego oceanu ,którego powierzchnia w blasku górującego księżyca mieniła się rozmaitymi kolorami.Mimo ,że był to ostatni dzień listopada a zima zbliżała się wielkimi krokami to nadal bez problemu można było cieszyć się ładną i ciepłą pogodą.Dźwięki muzyki mieszające się z odgłosami rozmów oraz śmiechów wypełniały całą najbliższą okolice.Przez wielu tak bardzo oczekiwany festyn zbliżał się właśnie ku końcowi.Na niewysokim betonowym murku siedział mały blond-włosy chłopiec trzymając w ręku duży kawałek smakowicie wyglądającego jabłka w karmelu.Oczy chłopca skierowane były w gwiaździste niebo na którym migotały różnego koloru fajerwerki.

-Mamusiu kiedy przyjdzie tata?

-Wiem ,że trochę się spóźnia jednak za chwilę powinien już przyjść -odpowiedziała kobieta o niezwykłych czerwonych włosach.

Na twarzy chłopca pojawił się delikatny grymas.Problemy w pracy sprawiały ,że mężczyzna często wracał późno do domu i nie miał zbyt dużo czasu na przebywanie z synem.Niebieskooki poczuł na ramionach ciepły dotyk. Odwracając się ujrzał promienny uśmiech swojego taty.

-Wszystkiego najlepszego -powiedział wysoki blondyn podając chłopakowi ładnie zapakowaną paczkę z zieloną kokardką na górze.

-Pamiętałeś,dziękuje -odpowiedział szybko się do niego przytulając.

W środku opakowania w którego otwarcie blondynek włożył sporo energii i entuzjazmu znajdowała się przeźroczysta szklana kula z pomarańczowym liskiem na którego głowie wisiała biała czapeczka.

-Jest piękna ,tylko jej brakowało mi do kolekcji.

-Podziękuj mamie to ona postarała się sprowadzić ją zza granicy.

-Synku to nic wielkiego ,cieszę się że ci się podoba -powiedziała brązowooka głaszcząc chłopca po jego bujnej,niesfornej czuprynie.

-Nie czas na rozczulanie,mamy jeszcze jeden prezent ale musimy razem po niego pójść.

Małżeństwo kierowało się powoli w stronę parku,spoglądając co jakiś czas na swojego synka ,który radośnie biegał łapiąc spadające z drzew liście.

-Powoli ,uważaj pod nogi -rzekła czerwonowłosa starając się przybrać poważny ton głosu.

-Nie martw się Kushino ,on jest tak samo wysportowany jak tatuś i nic mu się nie stanie -odpowiedział dumnie mężczyzna napinając zabawnie swoje mięśnie.

-Tak,tak prawdziwy atleta -powiedziała ,powstrzymując z całych sił śmiech by po chwili namiętnie pocałować blondyna w usta.

-Kocham cię

-Ja ciebie też -rzekła składając kolejnego całusa na jego ustach.

-Tatusiu, daleko jeszcze? - zapytał niebieskooki podbiegając do rodziców.

-Tak właściwie to już jesteśmy.Widzisz tamten budynek na plaży?Wraz z mamą chcieliśmy pokazać ci nasz nowy dom do którego za niedługo się przeprowadzimy.

-Jest ogromny

-Wiem , powiem ci jeszcze w tajemnicy ,że jest w nim nawet basen.

-Super!!!-krzyknął obejmując rodziców w pasie.

Światło pobliskich lamp oświetlało betonową ścieżkę. Blond-włosy chłopiec trzymając za rękę swoją mamę szedł w stronę mieszkania swoich dziadków ,których mieli odwiedzić tuż po zakończeniu karnawału.

-Nie ruszaj się!-donośny,gruby głos dobiegł do uszów chłopaka.Niebieskooki zauważył przed sobą starszego  siwowłosego mężczyznę który trzymał skierowany w ich stronę pistolet.

-Oddawać pieniądze!!!

-Spokojnie,nie chcemy problemów-odpowiedział Minato ,powoli wyciągając portfel z kieszeni,który po chwili rzucił w stronę mężczyzny.

-Ty ,dawaj naszyjnik -krzyknął spoglądając na czerwonowłosa.

Kobieta drżącymi rękami zaczęła odpinać naszyjnik ,jednak zapięcie zablokowało się i nie chciało puścić.

-Dawaj to!!!-wrzasnął mężczyzna łapiąc za szyję brązowooką chcąc zerwać wisiorek.

-Zostaw ją -niebieskooki rzucił się na mężczyznę odpychając go w bok.

Naruto przerażonym wzrokiem spoglądał zza pleców matki jak jego ojciec siłuje się ze starcem próbując wyrwać mu pistolet z dłoni.Nagły ,ostry huk dotarł do uszów chłopca.Zapach dymu wydobywający się z pistoletu uniósł się w górę pozostawiając po sobie charakterystyczny zapach.Oczy chłopca momentalnie rozszerzyły się widząc bezwładnie opadające ciało swojego taty na ziemie.

-Minato!!! -Kushina ze łzami w oczach podbiegła do leżącego w kałuży krwi męża.

-To twoja wina suko ,nikt nie musiał umierać  -powiedział zdenerwowany starzec łapiąc brązowooką za włosy.

Siwowłosy kopnął kobietę w brzuch ,która pod siłą ciosu uderzyła w stojącą nieopodal drewnianą ławkę.

-Mogliśmy wszyscy tego uniknąć a tak to będę musiał również załatwić ciebie i twojego bachora.

-Naruto ,uciekaj!!! -krzyknęła łapiąc starca za nogi

Oszołomiony chłopiec zaczął biegnąć w stronę pobliskiego lasku.Mijając kolejne drzewa słyszał krzyk swojej matki ,wrzask zrozpaczonej kobiety.Nagle wszystko ucichło,nie słyszał nic był tylko on i otaczająca go ciemność.Czas płynął,minuty mijały ,chłopiec po woli zaczął iść w stronę miejsca w którym ostatni raz widział swoich rodziców.

Krew,bordowa ciesz pokrywała cały chodnik.Nieruchome ciała dwójki osób leżały na środku drogi.

-Mamo

-Tato

Roztrzęsiony chłopiec klęczał spoglądając na martwe ciała rodziców.W jego oczach z łatwością można było dostrzec strach i przerażanie a także najgorsze ze wszystkich uczuć -rozpacz.

-Mamusiu obudź się ,proszę -zaczął desperacko szeptać blondyn potrząsając lekko ciało kobiety.

Ręce chłopca pokrywała szkarłatna ,ciepła substancja.Po policzkach chłopca spływały kolejne łzy pełne smutku i goryczy.Drobne krople deszczu zaczęły spadać z zachmurzonego nieba zagłuszając bezsilny krzyk chłopca ,który chwilę później pod wpływem wszystkich emocji upadł na ziemie ,tracąc przytomność.Szczęśliwy dzień jego szóstych urodzin w jednej chwili zamienił się w koszmar ,który miał towarzyszyć mu przez całe jego życie.

-Naruto,obudź się -granato-włosa lekko potrząsała leżącego na kanapie blondyna.

-Mamo,ma...-chłopak otworzył oczy spoglądając niepewnie przed siebie.Całe jego ciało drżało a po twarzy spływały zimne krople potu.

-Już dobrze,spokojnie -szeptała dziewczyna patrząc w jego niebieskie tęczówki.

-Śniła ci się coś złego,czy chcesz o tym porozm...

-Czekaj,nikt cię o to nie prosi.To tylko sen,nic więcej -powiedział ostro  ocierając spoconą twarz dłonią.

Szarooka lekko odsunęła się słysząc ton głosu blondyna,jednak wciąż spoglądała na jego bladą twarz.

-Czy mamy coś do jedzenia? -szepnęła nieśmiało.

-Jedzenia?,oczywiście całą górę -powiedział z sarkazmem.

-Przepraszam ,jestem po prostu głodna,nie miałam już od kilku dni żadnego jedzenia w ustach.

-Nie ty jedna -rzeknął siadając na pobliskie krzesło.Jego wzrok powędrował na granato-włosą ,która stała z lekko opuszczoną głową.

-Ehh,może uda mi się coś znaleźć w pobliskich mieszkaniach.

-Pomogę ci ,na pewno razem coś uda nam się znaleźć -odpowiedziała ,unosząc delikatnie kąciki ust w górę.

Chłopak otworzył powoli drzwi sprawdzając czy w okolicy nie znajdują się jacyś zarażeni.Piętro na którym się znajdowali na szczęście było puste a blokada ,którą ustawił poprzedniej nocy przed zejściem prowadzącym na klatkę schodową była nadal nietknięta.Swobodnym krokiem zaczął rozglądać się po pobliskich mieszkaniach ,większość z nich tak jak można się było łatwo spodziewać była już dawno pozbawiona wszystkich cennych rzeczy.Przeszukując jedne z pomieszczeń zauważył postawione na stoliku nocnym zdjęcie przedstawiające małego,uśmiechniętego chłopca w towarzystwie rodziców.Znajome uczucie smutku po raz kolejny zaczynało go wypełniać,ostatnio coraz częściej zdarzało mu się myśleć o rodzinie.Nie wiedział dlaczego tak się dzieje ,może to właśnie towarzystwo dziewczyny albo raczej sama bliskość innej osoby była tego przyczyną.

-Mam,znalazłam -do uszów chłopaka dotarło radosne wołanie z sąsiedniego pokoju.

-Mówiłam,że się uda- powiedziała wystawiając przed siebie opakowanie w którym znajdowało się kilka połamanych krakersów.

-Czy ty na prawdę myślisz ,że najemy się taką ilością -oznajmił kręcąc ze zwątpieniem głową.

-Lepsze to niż nic -odrzekła siadając na podłodze by po chwili zacząć gryźć pierwszy kawałek.

-Wcześniej nie chciałem o to pytać ale co teraz zrobisz?

-Zjem krakersy?

-Kobieto,nie o to pytam.Masz jakiś plan ,chcesz się gdzieś dostać...cokolwiek? -zapytał lekko zmieszany kucając obok dziewczyny.

Szarooka nieobecnym wzrokiem spoglądała na rozbite okno,rozmyślając nad zadanym jej pytaniem.

-Wrócę do rodziców -odpowiedziała beznamiętnie

-A coś konkretniej ,wiesz w ogóle gdzie oni są?

-Waszyngton,tam stacjonuje oddział mojego taty.

-Odział?Twój ojciec jest wojskowym.

-Tak, zarządza centralnym okręgiem.

-Myślę ,że zdajesz sobie sprawę ile kilometrów dzieli nas od Waszyngtonu?-zapytał sięgając po kolejnego krakersa.

-Wiem,nie jestem głupia.Jakoś się tam dostaniemy.

-My?Nikt nie powiedział ,że się tam z tobą wybiorę.

Delikatny uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny.Bawiąc się pasemkiem włosów spojrzała na chłopaka.

-Ty też chcesz wrócić do rodziny?.Dlatego nie chcesz mi pomóc?-zapytała szeptem

-Rodziny?Nikogo takiego nie mam,z resztą już od dawna jej nie potrzebuję. -odpowiedział łamiącym się głosem.

-Przepraszam.

Głucha cisza ,która nastąpiła pomiędzy nastolatkami raz po raz była przerywana przez rytmiczne stukanie gałęzi drzewa o powierzchnie okna.

-Pomogę ci jednak pod jednym warunkiem ,nie przepraszaj mnie więcej .Nawet nie wiesz jak bardzo na to nie zasługuję. -rzekł kierując się w stronę wyjścia.

Nagle do uszów nastolatków dobiegły odgłosy rozmów dochodzące z klatki schodowej.

-Ktoś też tu jest ,może mają jedzenie-powiedziała granato-włosa energicznie kierując się w stronę schodów.

-Zaczekaj,najpierw musimy to sprawdzić -szepnął chłopak spoglądając w miejsce z którego dochodziły głosy.

Dwójka uzbrojonych mężczyzn zapierając się o barierki próbowała przesunąć blokującą przejście szafę.Nagle niebieskooki dostrzegł twarz tak dobrze mu znaną.Wszystkie wspomnienia na nowo zaczęły powracać.Codzienne tortury,pobicia,głodzenie i przetrzymywanie w ciasnych celach.To był on -zarządca więzienia ,osoba której miał nadzieję już nigdy w życiu nie spotkać.

-Nie,nie,nie to nie może być prawda -zaczął powtarzać roztrzęsiony chłopak.

-Naruto,co się dzieję ,kim oni są?-zapytała zmartwiona zachowaniem chłopaka szarooka.

-Musimy stąd uciekać- powiedział głęboko wciągając powietrze by po chwili złapać dziewczynę za rękę.

Szybkim krokiem skierował się w stronę awaryjnego zejścia ,które znajdowało się tuż obok zniszczonego szybu windowego.Ulica na którą zeszli była z pozoru bezpieczna ,jedynie kilka zainfekowanych leżało  koło przeciwnego budynku.

-Wytłumaczysz mi co się dzieję-zapytała zatrzymując się w miejscu.

-Ci ludzie,oni są niebezpieczni. -odpowiedział mocniej pociągając dziewczynę w stronę wąskiego przejścia.

Nagłe uderzenie w bok powaliło chłopaka na ziemię.

-Nie  ruszać się!-krzyknął niski  brunet mierząc w ich stronę karabinem.

-Ha ha ha kogo udało nam się złapać.Nawet nie wiesz jak bardzo się za tobą stęskniłem- powiedział wysoki łysy mężczyzna uderzając w brzuch blondyna.

-Też miło cię widzieć John,na prawdę mnie zaskoczyłeś. Myślałem ,że taki skurwysyn jak ty już dawno zdechł -rzekł niebieskooki spluwając krwią.

-Niestety zasmucę cię ale czuję się znakomicie.Twoja ucieczka dała mi wiele do myślenia i wiesz co?Specjalnie z myślą o tobie przygotowałem kilka nowych zabawek ,na pewno ci się spodobają.

-Z chęcią przypomnę ci co to prawdziwy ból -szepnął łapiąc chłopaka za włosy.

-Zostaw go -do uszów staruszka dotarł przerażony głos granato-włosej.

-Gratuluję znalazłeś sobie dość ładną kurwę.

-Dziewczynko ustalmy coś sobie,nie masz prawa mówić bez pozwolenia!!!-krzyknął uderzając dziewczynę w twarz.

-Zostaw ją ,to przecież o mnie ci chodzi.

-Punkt dla ciebie za spostrzegawczość ,jednak mam dość silne przeczucie ,że sprawię ci więcej bólu zabawiając się również z nią.-powiedział przejeżdżając po bladym policzku dziewczyny.

-Zabrać ich do bazy,czeka nas dzisiaj zabawna noc.

                                                         /\/\/\/\/\

-Kapitan Itachi Uchiha melduje się na rozkaz-pewnym głosem powiedział czarnowłosy salutując stojącemu przed nim mężczyźnie.

-Chłopczę gratuluję ,masz świetną okazję sprawdzić się jako dowódca.Powiem krótko nie jest zbyt dobrze.Pewnie jak większość słyszałeś o tym nowo powstałym ruchu wyzwolenia.Według mnie to zwykli terroryści nic więcej.Dzisiaj rano otrzymałem wiadomość od naszych informatorów znajdujących się na południu miasta. Szykuje się duży przekaz broni palnej na granicy.Jak pewnie się domyślasz nie może on dojść do skutku.Aktualnie większość jednostek jest wysłana z misją oczyszczenia pozostałych dzielnic,dlatego nie mam innego wyjścia jak zlecić tą akcję twojej drużynie.

-Oczywiście,rozumiem.

-Porażka nie wchodzi w rachubę.Mamy zbyt wiele innych problemów,to jeszcze nie pora ale kiedyś przyjdzie moment w którym cała ta ich śmieszna rebelia zostanie doszczętnie zlikwidowana.

-Zapewniam ,że zrobię wszystko co w mojej mocy.

-Dobrze,możecie odmaszerować.

-Tak jest -odpowiedział krótko zamykając za sobą drewniane drzwi z napisem Hiashi Hyuga.

-Za jakie grzechy muszę użerać się z coraz to gorszymi ,nadętymi dowódcami -szeptał lekko zdenerwowany czarnooki kierując się w stroną przyznanego mu na własność baraku.

-Kakashi mam dla ciebie zadanie.

-O co chodzi?

-Dostaliśmy ważną misję i będą potrzebni mi wyszkoleni ludzie.Masz za zadanie zebrać około piętnastu osób.Mają to być porządni,młodzi żołnierze nie jakieś stare dziadki ,potykające się o własne kule.Każdemu z nich masz zapewnić wyposażenie i wdrążyć w plan ,który otrzymasz w sekcji informacyjnej.

-Tak jest -odpowiedział krótko wychodząc na plac.

-Ino

-Tak kapitanku?

-Nie chciałbym się powtarzać ale jestem twoim dowódcą!- rzekł głośno.

-Pójdziesz do działu kartograficznego i załatwisz dla mnie szczegółowe plany miasta.

-Tak,tak-powiedziała spoglądając na swoje paznokcie.

-Nie przeszkadzaj sobie ,wcale od tej misji nie zależą nasze przyszłe losy -powiedział wyraźnie zdenerwowany czarnowłosy.-Jazda po te mapy i to już!

-Nie musisz się tak denerwować kapitanku -odpowiedziała z uśmiechem udając się do wskazanego budynku.

-Boże lubisz się nade mną znęcań,prawda?

-Yen ty chyba na prawdę sprowadziłaś na mnie jakąś klątwę,-szepnął upijając łyk  zimnej whisky.

                                                         /\/\/\/\/\

Witam mam nadzieję, że rozdział się spodobał.Mam kilka wyjaśnień a może właściwie jedno.Chodzi o drugie opowiadanie ,którego prolog powinien się już ukazać jednak wciąż go nie ma.Jest to spowodowane brakiem weny i zbyt wybrednym podejściem.Był on napisany w całości jednak coś mi nie pasowało i wyszedłem z założenia ,że lepiej trochę poczekać i otrzymać coś lepszego niż średniego poziomu opowiadanie.Mam nadzieję ,że ci co czekali nie są na mnie bardzo źli,obiecuję się postarać i w poniedziałek dodam prolog.Zachęcam do komentowania i czytanie bo spoglądając na liczbę wyświetleń ,która aktualnie wynosi już ponad 7000  jest na prawdę dla mnie czymś wspaniałym i nie do pojęcia.Żeby już nie przedłużać dziękuje za wszystkie miłe komentarze i lecimy ziomeczki dalej z naszym opowiadaniem.

                                                                      Koniec transmisji od Reportera

środa, 11 lutego 2015

rozdział szósty -zaufanie

Drobne krople deszczu spływały po bladej lekko zarumienionej twarzy dziewczyny.Porywisty podmuch wiatru targał jej rozpuszczonymi włosami ,unosząc raz po raz ich pojedyncze pasma.Opierając się plecami o zimną ,obdartą i za pewne już starą ścianę szarawego budynku spoglądała martwym ,nieobecnym wzrokiem na znajdującą się przed nią wąską w tej chwili doszczętnie opustoszałą uliczkę.Uczucia ,które niegdyś wydawały się jej obce ,niepotrzebne w tej chwili stawały się coraz wyraźniejsze pozostawiając po sobie kolejne skazy na sercu.Czuła wewnętrzą pustkę ,ogarniający ją smutek ,może nawet i wstręd do samej siebie. Przed jej oczami  bezustanie pojawiały się obrazy a w uszach słyszała nieprzerwany krzyk i rozpacz.Kolejny raz kogoś zawiodła,znowu doprowadziła do śmierci osoby na której jej zależało.Czy właśnie tym się stała?Osobą ,która za wszelką cenę chce przetrwać ,pociągając na dno wszystkich którzy ją otaczają.Kolejne spojrzenie przepełnione bólem i goryczą tym razem napotkało martwe ciało jeśli tak można nazwać kawałki rozszarpanego mięsa leżące na brudnej poplamionej od szkarłatnej cieczy ziemi.Kolejne mocniejsze uderzenie serca.Wyrazisty krzyk wydobył się z gardła zielonookiej pokrywając się z odgłosem nocnej ulewy.Dziewczyna uniosła swoją głowę do góry spoglądając na zachmurzone,pociemniałe niebo.Po policzku spłynęła pojedyncza łza,taka czysta ,przeźroczysta lecz w rzeczywistości wypełniona rozpaczą.

-Przepraszam,przepraszam

-Hana...wybacz mi

Na niebie pojawiła się jasna błyskawica ,przedzierając niebo na pół.Huk grzmotu dotarł po chwili do uszów dziewczyny.Podciągając nogi do siebie starała chociaż w małym stopniu odłączyć się od  tego wszystkiego,stwarzając dla siebie bezpieczne miejsce zdala od wszystkich problemów i smutków.

Ciepłe promienie słońca padały na jej zziębnięte i przemoczone po nocej burzy ciało.Powoli unosząc się w górę,rozprostowała swoje ręcę. Delikatny odgłos nastawiających się kości dotarł do jej przyczerwienionych uszów.Nadal lekko zaspanym wzrokiem spoglądała po okolicy. Wszystkie wspomnienia znowu powróciły,lekko przygryzła swoje zasiniałe usta sprawiając sobie delikatny ból.Wstając z metalowej podłogi na której leżała ,obróciła momentalnie swój wzrok w stonę ściany. Nie chciała znowu widzieć tego okropnego widoku wywołującego u niej strach i obrzydzenie. W kącie zauważyła wąskie przejście prowadzące na sąsiednią klatkę z której z łatwością mogłaby zejść na ulicę.W brzuchu poczuła charakterystyczny skórcz,brak regularnego jedzenia dawał o sobie bardzo dobrze znać w najmniej odpowiednich chwilach.Nie dłużej przebywać w tym miejscu udała się wcześniej ustaloną przez siebie trasę.Alejka na której stała prowadziła w stronę głównej autostrady ,która na pierwszy rzut wydawała się w miarę bezpieczna. Przemieszczając się powoli starała się robić jak najmniej hałasu ,nie miała w tej chwili ochoty a co najważniejsze sił aby uciekać przed zarażonymi.Liczne opuszczone wraki samochodów blokowały sąsiedni pas. Ludzie za pewne pozostawili je starając się uciec przed zbliżającą się falą zarażonych ,które tak licznie pojawiały się  w pierwszym miesiący infekcji.Pamiętała to wydarzenie bardzo dobrze,mimo że minęły od niego niemal już cztery lata. Dzień w którym ludzkość zaczęła tracić panowanie nad światem ,wyrył się mocno w jej pamięci.

-Tato,co się dzieję!?-zapytała niepewnie dziewczyna patrząc na przerażoną twarz swojego ojca.

-Hendersonowie ,coś jest z nimi nie tak.Dziwnie się zachowywali

-Co masz na myśli?

-Oni,stali się agresywni tak jakby nie panowali nad sobą. -odpowiedział mężczyzna sprawdzając w drzwiach ostatnie zamki. -nie wychodź z domu do póki wszystko się nie wyjaśni.

Nagle do uszów dziewczyny dobiegł odglos rozbijanego szkła.Kawałki szyby rozniosły się po salonie ,trafiając w jej rękę wywołując przy tym delikatny strumień krwi.Do środką wpadła pokryta krwią kobieta jej twarz mimo ,że tak bardzo przypominająca żonę pana Hendersona w tym momencie była inna. Czerwone żrenice spoglądały na opierającą się o mały ,drewniany stolik różowowłosą.

-Tato!!! -z gardła zielonookiej wydobył się krzyk przerażenia.

Kobieta jakby czekająca tylko na drobną reakcję rzuciła się w stronę wstrząśnietej dziewczyny, jednak w ostatnim momencie została odepchnięta w bok. Upadła na podłogę ,unosząc w górę prawie niewidoczną warstwę kurzu.

-Sakura ,schowaj się na górzę

-Nie ,ja chce być przy tobie -odpowiedziała szybko patrząc jak jej ojciec siłuje się z monstrum.

-Szybko ,wynoś się stąd -krzyknął donośnie

Chwila zamieszania sprawiła ,że został natychmiastowo uderzony w brzuch i posłany z dość dużą siłą na pobliską ścianę. Delikatny strumień krwi wypłynął z jego ust plamiąc przy tym kawałek puchatego dywanu.Zarażony kierowany czymś w rodzaju instyktu momentalnie podbiegł do niego chwytając go za szyję i unosząc w górę. Ostrymi pazurami przejechał po skórze mężczyzny rozcinając część ramienia.

-Zostaw go!!! -w głowę zainfekowanego uderzył drewniany kij bejsbolowy ,przekręcając ją delikatnie w bok.

Różowowłosa chcąc wykonać kolejny zamach uniosła w górę kij jednak nie dane było jej osiągnąć swój cel gdyż została odepnięta w tył.Uderzyła o bok stołu wypuszczając z rąk jedyne źródło obrony.Bestia zbliżyła się do niej wyczuwając odużający zapach krwi.Z drżącymi rękami spoglądała lekko osłupionym wzrokiem na zbilażjącego się oprawce. Czuła na swojej twarz gorący ,odrzucający oddech.Nagle do jej uszów dotarł dźwięk wystrzału ,zdrętwiałe ciało upadło na dziewczynę przygniatając ją swoim cięarem.

-Kochanie nic ci się nie stało?

-Ty...ty ją zabiłeś. Zabiłeś człowieka

-Obawiam się ,że nie był to człowiek lecz coś znacznie gorszego.

Głośny dźwięk syreny alarmowej przerywany raz po raz seriami wystrzałów uniósł się w powietrzu.Dzień mimo ,że z pozoru piękny ,słoneczy w rzeczywistości okazał się początkiem końca ludzkości.

Z przemyśleń nad przeszłością wyrwał ją dźwięk przypominający odgłosy silnika. Uniosła swoje oczy w górę i zauważyła nadjeżdżającą na czarnym motocyklu postać.W pierwszej chwili miała mętlik w głowie ,gdyż wcześniej nie zauważyła żadnych oznak życia,czyżby wspomnienie o rodzinie  aż tak bardzo oderwało ją od rzeczywistości.Po chwili motocykl zatrzymał się przed nią,spoglądając na jego kierowce dostrzegła wysokiego czarnowłosego chłopaka o brązowym przeszywającym spojrzeniu.

-Co tu robisz? -z gardła chłopaka wydobył się ciepły ,przyjazny głos.

-Ja,podróżuję-odparła cicho.

-Hmm,za pewne już wiesz ale chciałbym przypomnieć ,że miejsce takie jak to nie należy do zbyt bezpiecznych. Niedaleko stad przemieszcza się dość duża grupka zainfekowanych.

-Poradzę sobie,już kilka razy miałam z nimi kontakt.

-Zapewne tak ,z resztą jak większość z ocalałych. Jestem Mokoto ,miło cię poznać -powiedział delikatnie unosząc kącik ust w górę.

-Sakura

-Ładne imię, więc Sakura czy pozwolisz mi sobie pomóc.Mógłbym podwieźć cię kilka przecznic dalej

-Nie, nie chcę -odpowiedziała spuszczając wzrok w dół. Nie chciała kolejny raz narażać innych.

-Zapomniałem wspomnieć ,że nie przyjmuje odmowy- rzekł spokojnym głosem.

-Dobrze,ale tylko niewielki dystans ,później zostawisz mnie samą, zrozumiałeś?

-Tak,tak

Dziewczyna wsiadła na motocykl otulając swoje ręcę w okół torsu chłopaka. Jej włosy delikatnie falowały na wietrze,ożeźwiające lekko chłodne powietrze sprawiło ,że lekko się uspokoiła.Czuła ciepło płynące z ciała czarnowłosego ,ciepła które tak dawno nie czuła.Czyżby tak na prawdę brakowało jej bliskości drugiej osoby.Jechali już niemal od godziny ,słońce powoli zaczynało zachodzić pozostawiając po sobie jedynie pomarańczową wstęgę na niebie.Światła reflektora oświetlało jezdnie.Nagle motocykl zwolnił,dziewczyna otworzyła swoję oczy i ujżała niewielki garaż ze słabym światłem wydobywającym się ze środka.

-Co to za miejsce?-zapytała jednak nie otrzymała odpowiedzi. Spojrzała na mężczyznę ,który schodząc z pojazdu stanął minimalnie przed nią.Był blisko ,stanowczo zbyt blisko ,jednak coś ją do niego przyciągało, uczucie które tak dawno nie czuła. Czyżby zauroczyła się w osobie ,którą poznała kilka godzin wcześniej.Brązowooki położył na jej policzku dłoń i delikatnie musnął jej usta. Słodki smak rozniósł się po ciele różowowłosej. Przerywając namiętny pocałunek wtuliła się w tors chłopaka.

-Jesteś piękna,będziemy mieć z ciebie wspaniałą zabawkę.

Dziewczyna poczuła ostry uścisk na swoim ramieniu pociągający ją w tył. Zobaczyła przed sobą dwójkę niskiego wzrostu mężczyzn na pierwszy rzut około czterdziestu lat.

-Brawo Mokoto ,przyprowadziłeś nam niezłą suczkę -powiedział z rechotem ubrany w zielone spodnie blondyn.

-Co...co tu się dzieję ,wypuście mnie!!! -z gardła dziewczyny wydobył się krzyk

-Ha ha ha, myślisz że uda ci się uciec? Od teraz należysz do nas,będziesz nas zabawiać każdej nocy -odrzekł starzec i wymierzył dziewczynie siarczysty policzek.

Zielonooka upadła na betonowy chodnik kalecząc sobie przy tym kolano.

-Proszę nie -w jej oczach pojawiły się krople łez. Znowu przydarzyło jej się to samo ,jednak teraz była sama ,nikt jej nie pomoże.

-Jesteś żałosna ,teraz wstawaj. Mam dzisiaj ochotę na zabawną noc- powiedział pociągając ją za włosy w stronę drewnianej ławki.

Mężczyzna rzucił dziewczynę na drewnianą powierzchnię i chwycił jej koszulę ,którą momentalnie rozerwał.Swoimi szarymi oczami spoglądał z porządaniem na jej delikatne ,gładkie ciało.Powoli zaczął całować jej szyję ,nie były to pocałunki jakich zawsze pragnęła ,one były gorsze ,brutalne, pozbawione uczuć.Zielonooka szarpała się ,chcąc powstrzymać oprawcę ,jednak nie mogła nic zrobić ,gdyż jej ręcę był mocno przytrzymywane.Starzec sięgnął swoją ręką w stronę rozporka ,starając się szybko go rozsunąć.Nagle do uszów dziewczyny dobiegł głośny huk dobiegający z końca ulicy. Z sąsiedniej alejki zaczęła się wyłaniać grupka zarażonych.

-Kurwa,dlaczego akurat w tej chwili -syknął głośno rudowłosy.

Uderzając kolejny raz dziewczynę rzucił ją na ziemię. Z biegiem udał się w stronę reszty mężczyzn starających się w tej chwili odebrzeć niespodziewany atak. Z ust różowowłosej leciała czerwona ciecz. Z całych sił podniosła się do góry,to była jej szansa na ucieczką.Starając się zachować przytomność biegła w stronę niewielkiej sieci uliczek.Słyszała za sobą głosy walki ,jednak nagle wszystko ucicho.

-Uciekła,łapcie ją!!!

Kolejna dawka przerażenia wypełnijła jej ciało. Wiedziała ,że jeśli da się złapać to będzie koniec, nie dostanie już drugiej szansy na ucieczkę. Zostanie zgwałcona ,pozbawiona najcenniejszej rzeczy.Dotykając ręką ściany kierowała się w stronę znajdującego się na przeciwko niej parku. Głosy mężczyzn stawały się coraz wyraźniejsze.Nagle coś chwyciło ją za nogę. Upadła na ziemie ,przejeżdzając ciałem po ostrych kamieniach.Obróciła momentalnie głowę w bok i zobaczyła stojącego nad nią Mokoto.

-Księżniczko popełniłaś duży błąd-powiedział chwytając ja za włosy i unosząc po chwili w górę.

-Proszę,nie.

-Mogłaś być grzeczna i spokojnie czekać. Teraz nauczę cię ,że za takie rzeczy czeka cię kara.

Brązowowłosy uderzył pięścią w brzuch wywołując ostry skurcz w ciele dziewczyny. Szybkie kopniecie ,kolejny cios tym razem mocniejszy i dokładniejszy.Obolałe ciało dziewczyny upadło bezwładnie na ziemię.Zamknęła oczy ,starając się odepchnąć od siebie ten ból,jednak nie mogła to bolało tak cholernie bolało.Czekała na kolejny cios ,mijały sekundy lecz nadal nie nadchodził. Ostrożnie otworzyła oczy i zobaczyła dwójkę walczących ze sobą mężczyzn.

-Ty śmieciu ,zabiję cię!!! -krzyczał jeden z nich uderzając drugiego pięśćmi w głowę.

-Nic mi nie zrobisz dzieciaku

Mokoto odskoczył w bok starając się uniknąć kolejnego ataku ,jednak momentalnie został podcięty i runął w dół. Osłonił swoją twarz rękami próbując zablokować napastnika. Brązowowłosy poczuł nagle silne ukłucie w boku ,w które jak chwilę później się okazało został dość mocno uderzony.Jego ręce mimowolnie powędrowały w stronę promieniującego bólu odsłaniając tym samym głowę. Atakujący go chłopak wykorzystał tą sytuacje i z całej siły uderzył go w skroń,łamiąc mu przy tym łuk brwiowy. Omdlałe ciało bruneta stoczyło się bezwładnie w stronę niewielkiego jeziorka znajdującego się na środku parku.
Ostro dyszący chłopak podszedł powoli w stronę oszołomionej dziewczyny ,która momentalnie odsunęła się w bok przygotowując się tym samym na obronę.

-Nic ci nie jest?-spytał nadal ciężko oddychając

-Zostaw mnie,ty pewnie też chcesz mnie skrzywdzić!!!-wykrzyczała różowowłosa a po jej policzkach spłynęły łzy.

-Nie bój się ,nic ci nie zrobię -odpowiedział spokojnie

-Nie kłam ,on też był dla mnie miły.Zależy wam tylko na jednym -oznajmiła roztrzęsiona dziewczyna opierając brodę o kolana.

-Musisz mi uwierzyć inaczej nie pomógłbym ci z tym mężczyzną.

-Ja...nie mogę

-Wiem ,że czujesz się teraz skrzywdzona i zdradzona. Nie wiem co on ci zrobił jednak musisz mi zaufać.-powiedział klękając przed dziewczyną.

Zielonooka podniosła w głowę w górę i natrafiła na spoglądające w jej stronę czarne tęczówki, w których z łatwością mogła odnaleźć wielki ból i cierpienie i coś jeszcze czyżby współczucie?

-Czy naprawdę mnie nie skrzywidz?-zaptała nadal szlochając

-Obiecuję ,pomogę ci-powiedział okrywając ją swoją czarną kurtką.

-Ja...jak masz na imię?

-Jestem Sasuke -odpowiedział kucając przed nią -wskakuj.

Różowowłosa powoli oparła się o plecy chłopaka ,zaciskając ręce na jego szyi. Całe ciało przeszywał narastający z minuty na minutę ból.

-Sakura,mów mi Sakura -powiedziała po czym zamknęła swoje oczy ,wyczerpana po trudach całego dnia.

                                                                   /\/\/\/\/\/\/\/\
Witam,przedstawiam kolejny rozdział mojego opowiadania.Mam nadzieję ,że się wam spodobał ,zachęcam do komentowani bo to na prawdę motywuje.Kolejny rozdział jak zwykle w czwartek jednak możliwe ,że w tygodniu też pojawi się one-shot gdyż przygotowałem myślę dość ciekawą historię ,którą prawdopodobnie będę ciągnął wraz z głównym opowiadaniem,chociaż nic nie obiecuję.(,,Nieśmiertelność to nie dar ,lecz przeznaczenie które musi się wypełnić")
Koniec transmisji od Reportera

środa, 4 lutego 2015

Rozdział piąty -piętno

Przenikliwa ciemność otaczała całe jego ciało ,głuchy ,otępiały  dźwięk wybuchów dochodził do jego uszów .Nie liczyło się teraz nic był tylko on ,samotny mężczyzna toczący wewnętrzną walkę. Kolejne mocniejsze  ukłucie ,przyśpieszone  bicie serca ,uczucie tak dobrze przez niego znane zaczęło wypełniać całe jego ciało. Zapewne większość  przypadkowo zapytanych osób uznało by to za szaleństwo ,desperacki akt obrony przed otaczającym światem jednak nie on. Każde najmniejsze  drganie ,zimne krople potu spływające po jego plecach sprawiały ,że stawał się zupełnie inną osobą zdolną niemalże do rzeczy nie możliwych ,przekraczających ludzkie wyobrażenie. Delikatnie przejechał spierzchniętymi opuszkami palców po zimnej ,metalowej powierzchni. Poczuł jak kolejna dawka adrenaliny napływa do jego mózgu ,wiedział że ta chwila zbliża się nieubłaganie już niemal czuł unoszący się w powietrzu zapach prochu. Jego oddech z sekundy na sekundę stawał się coraz wolniejszy ,można nawet powiedzieć że z czasem całkowicie zanikał.Błyskawicznie otworzył oczy ,jego dłoń znająca już cały schemat na pamięć momentalnie powędrowała w stronę spustu. Delikatny ,niestanowiący zbytniego oporu mechanizm natychmiastowo poddał się nadchodzącej sile. Charakterystyczny huk wydobył się ze snajperki ,wąska smuga prawie bezbarwnego dymu zaczęła unosić się w górę. Jedno uderzenie serca ,nic nieznacząca sekunda tyle wystarczyło aby czaszka zamaskowanego terrorysty roztrzaskała się w różne kierunki. Lata szkoleń i wysiłku sprawiły ,że jego zmysły były mocno wyostrzone ,szybki zwrot lufy karabinu ,kolejny strzał noszący za sobą kolejne zimne ,bezwładnie opadające na ziemie ciało. Palący blask słońca padał na jego bladą twarz, suche ,pustynne powietrze dochodziło do jego ust ,drapiąc szorstko jego podniebienie. Okolica była wypełniona po brzegi odgłosami strzałów oraz rozpaczliwych krzyków. Nowe wybuchy raz po raz niszczyły masywne ,szare budynki. Jego misja była w porównaniu z poprzednimi stosunkowo prosta. Miał osłaniać swoich kompanów ,ludzi z którymi już prawie od dwóch lat służył ,starając się przetrwać w tym pozbawionym opieki Boga kraju. Spoglądając przez celownik optyczny obserwował wąską uliczkę ,którą w tym momencie przemieszczała się nieduża ,składająca się ledwo z pięciu osób grupka.Leżąc na dachu jednego z bloków ,mając wiatr za plecami miał idealną pozycję do czystego strzału. Nagle w powietrzu dało się usłyszeć odgłos granatu dymnego ,który zasłonił plac wraz z całą uliczką.

-Cholera -z gardła mężczyzny wydobył się ostry głos.

Nie mogąc sobie pozwolić aż czarna chmura dymu opadnie chwycił szybko w rękę broń i ruszył w stronę klatki schodowej ,pokonując ją niemalże w kilkanaście sekund. Po chwili znalazł się w jednej z zawalonych uliczek wzdłuż której niegdyś stały liczne stragany z żywnością. Zobaczył w oddali nadjeżdżającą ciężarówkę z wrogim wsparciem. Kilkunastu uzbrojonych w różnego rodzaju bronie ciemnoskórych najemników rzuciło się w wir walki. Krew coraz brutalniej rozlewała się po okolicy ,pokrywając liczne skały ,mieszając się ze złocistym piaskiem. Czarnowłosy przemknął się niepostrzeżenie w stronę małego budynku w którym broniła się reszta jego oddziału.

-Jack!!! Musimy się wycofać ,jest ich zbyt dużo -krzyknął w stronę rudowłosego dość niskiego wzrostu mężczyzny.

-Nie ma mowy ,kazano utrzymać nam to miejsce ,aż do przybycia głównej jednostki. Nie możemy teraz uciekać jak zwykli tchórze.

-Czy ty siebie słyszysz, popatrz na nich są wyczerpani. Jak mamy stawiać czoła kilkunastoosobowej  grupie po zęby uzbrojonych terrorystów. -powiedział rozglądając się po swoich kompanach.

-Milcz ,ja tu dowodzę i jak długo żyję nie pozwolę nikomu się wycofać -oznajmił stanowczo wychylając się przez okno aby chwilę później oddać serię strzałów z niewielkiego karabinu.

Czarnowłosy kucając przeszedł do następnego pokoju w którym na ziemi siedziała blond-włosa dziewczyna opatrując jednego z rannych.

-Anna ,jego nie da się przekonać ,wszyscy tutaj umrzemy -łamiącym głosem powiedział spoglądając na spoconą ,pokrytą krwią twarz dziewczyny.

-Itachi! uspokój się ,na pewno uda nam się przeżyć , w końcu należymy do sławnego ,szczęśliwego oddziału trzynastego. -oznajmiła cichym głosem dziewczyna posyłając delikatny uśmiech czarnookiemu.

-Śmierć niewiernym!!!!

Nagły wstrząs zachwiał całym budynkiem ,z popękanych ścian zaczęły spadać resztki tynku. Sąsiednie pomieszczenie było pokryte ścianą ognia. Na ziemi walały się rozerwane resztki ciał ,pokryte warstwą sączącej się brunatniej krwi.

-Nie ,nie,nie!!! -oszołomiony mężczyzna spoglądał na tą masakrę

-Anna!!! musimy uciekać. Oni nie żyją -krzyknął łapiąc dziewczynę za rękę po chwili przebijając się przez ogień w stronę jednego z wyjść.

Biegli z całych sił przedzierając się przez kolejne uliczki. W oddali można było słyszeć głosy posłanego za nimi pościgu. Nagły strzał ,przeszywający ból rozniósł się po ciele dziewczyny. Z jej uda zaczęła płynąc czerwona ciecz. Z ust brązowookiej wydobył się ostry syk. Po chwili upadła ona na ziemie ,uderzając w kilka skrzynek. Mężczyzna momentalnie podbiegł do niej ,starając się ją unieść w górę.

-Uciekaj ,zaraz nas złapią

-Nie zostawię cię tutaj -powiedział przerzucając jej rękę przez swoje ramię

-Nie dasz rady ,spowolnię cię. Oni są zbyt blisko -odpowiedziała z drżeniem w głosie blondynka.

Mężczyzna starając się ignorować błagania dziewczyny powoli przemieszczał się na przód. Sytuacja była beznadziejna ,nigdzie nie było widać żadnego wsparcia.

Po chwili w powietrzu rozniósł się odgłos strzałów. Seria pocisków skierowała się w ich stronę. Nie czuł nic ,czyżby szczęście tym razem im dopisało i kule minęły ich. Chwila uciechy nie trwała zbyt długo ,poczuł jak ciężar na jego ramieniu staje się coraz cięższy. Obrócił on swoją głowę w bok ,jego oczy natychmiastowo się rozszerzyły. Z ust jego partnerki wypływał ostry strumień krwi. Bezwładne ciało dziewczyny upadło na ziemię ,otwartymi zszokowanymi oczami wpatrywała się w czarnookiego.Zrobiła to ,przyjęła na siebie cały ostrzał ,ratując przy tym mężczyznę ,osobę która była jej nieodwzajemnioną miłością,nigdy już nie będzie dane jej wyznać swoich uczuć do niego. Po policzkach czarnookiego zaczęły spływać łzy w przeciągu piętnastu minut stracił wszystkie bliskie mu osoby. Otępiałym wzrokiem spoglądał w nieruchomą twarz dziewczyny.

-Dlaczego...?

-BOŻE dlaczego tak mnie krzywdzisz?

-Odpowiedz mi!!!

-Odpo.. -mężczyzna zerwał się z szarego ,podłużnego łóżka. Krople potu spływały po jego twarzy. Jego oddech płytki i szybki po chwili zaczął łagodnieć. Nie mógł tego zrozumieć ,myślał że pogodził się z tymi wydarzeniami już lata temu.Dlaczego akurat teraz sobie o nich przypomniał ,znów to same ,puste uczucie wypełniało go. Nie był to smutek lecz bardziej żal do samego siebie ,osoby która nie mogła uratować swoich przyjaciół.

Promienie słońca wpadały przez niewielkie okno znajdujące się w jego pokoju. To właśnie dzisiaj miał nastąpić dzień w którym spotka swoich nowych podwładnych.

-Haha ,dowódca sił specjalnych. Czyż to nie brzmi trywialnie -na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Sięgnął on po szklankę z nalaną do połowy szkocką. Lubił ten smak ,mimo że wiedział że alkohol na niego źle działa to nie mógł się powstrzymać.

Kierował się w stronę koszar nr.5 które otrzymał na własność jako plac treningowy. Po drodze mijał kilkunastoosobowe grupki rekrutów. Większość z nich nie ukończyła z pewnością piętnastego roku życia. Dobrze wiedział ,że stanowią oni tylko żywą przynętę na zainfekowanych ,takie właśnie zasady stosowało wojsko. Nie zgadzał się z tym jednak nie był na tyle głupi ,żeby przeciwstawiać się panującemu porządkowi.

Otworzył on drzwi do budynku ,w środku panował półmrok jednak od razu dostrzegł w nim kształt postaci. W kącie pomieszczenia stał oparty o jeden z filarów szaro-włosy mężczyzna. Z pozoru wyglądał przeciętnie. Średniego wzrostu ,delikatnie umięśniony niczym zbytnio nie wyróżniający się.

-Witam ,kapitan Itachi -powiedział podając w stronę mężczyzny dłoń.

-Kakashi ,zostałem mianowany na twojego zastępce.

-Dostałem informację ,że będzie tutaj znajdować się moja drużyna lecz jak na razie widzę tylko ciebie. Możesz mi to wyjaśnić?

-Przykro mi ale jak tutaj przyszedłem nikogo nie było -odpowiedział spokojnym głosem mężczyzna

Nagle po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła blond-włosa dość nieprzeciętnej urody dziewczyna.

-Niech zgadnę to ty będziesz naszym kapitanem ,tak? -powiedziała z rozbawieniem w głosie.

-Tak -usłyszała w zamian krótka odpowiedź.

-Myślałam ,że chociaż tym razem przyślą nam kogoś dobrego ale jak widać wybierają samych starców -oznajmiła pokazując palcem w stronę lekko zaskoczonych mężczyzn.

-Przykro mi ,że cię zawiodłem. Baczność! jestem twoim przełożonym i masz się do mnie zwracać z szacunkiem -syknął w stronę niebieskookiej.

-Tak ,tak jakoś nie robi to na mnie wrażenia. Ustalmy coś ,ty jesteś jak na razie nikim. Chcesz zasłużyć na szacunek to udowodnij mi że jesteś go wart. -powiedziała uśmiechając się delikatnie w jego stronę.

-Przepraszam chłopcy ale teraz mam zamiar udać się na kąpiel ,do zobaczenia później.

Oszołomiony czarnooki stał na środku placu ,próbował ukryć zdenerwowanie masując swoją skroń.

-Nie wierze ,pozbyłem się jednej diablicy a w zamian dostałem coś jeszcze gorszego -oznajmił przecierając twarz dłonią.

-Proszę być spokojnym ,mimo że na to nie wygląda to jedna z najlepszych medyczek w garnizonie.

-Nie ważne ,później się nią zajmę. Jeśli chodzi o ciebie ,to w czym jesteś dobry? -zapytał spoglądając na szaro-włosego.

Mężczyzna nie odpowiadając nic w mgnieniu oka wysunął zza paska średniej wielkości nóż i rzucił go w znajdującą się na przeciwko niego ścianę. Ostrzę minimalnie przeszło koło głowy czarnookiego.

-Zdumiewające ,przez chwilę myślałem ,że mnie trafi. Zdecydowanie twoje umiejętności są na wysokim poziomie. Gdzie wcześniej służyłeś?

-Nigdzie ,byłem najemnikiem. Łatwa praca ciche ,szybkie zabójstwa to właśnie tym zajmowałem się przez ostatnie 7 lat.

-Myślę ,że spokojnie się dogadamy. Zapraszam cię na piwo ,będziemy musieli uzgodnić kilka rzeczy. -rzekł w stronę mężczyzny chwytając go za ramię.

Po chwili do uszów obydwu z nich dotarł ostry ,donośny głos syreny alarmowej.

                                                                    /\/\/\/\/\/\/\/\/\/

Cichy dźwięk kropli rozbijających się o podłogę docierał do jej uszów. Powolnie mrugając powiekami otwarła swoje szare oczy. Z początku nie wiedziała gdzie się znajduje ,na pozór przypominało to niewielkiej wielkości salon. Stare meble ,mały połamany stolik no i sofa na której aktualnie leżała były jedynym jego wystrojem. Próbowała się podnieść ,jednak momentalnie jej głowę przeszył ostry ból. Chwyciła się skroni obiema rękami ,chcąc choć w małym stopniu uśmierzyć to uczucie. Po chwili usłyszała kroki dochodzące z pobliskiego pokoju. Zamknęła  oczy ,starając się udawać że śpi. Poczuła jak ktoś się do niej zbliża ,dłonie lekko jej drgały jednak nie chciała zdradzić swojej przykrywki.

-Długo masz zamiar jeszcze tak leżeć? -usłyszała zimny głos

-Nie musisz udawać ,przecież widziałem jak się ruszałaś.

Dziewczyna otworzyła oczy. Znajdował się przed nią blond-włosy chłopak spoglądający na nią z pewnej odległości.

-Kim jesteś? -zapytała starając się ukryć łamiący głos

-Spokojnie nie musisz się mnie bać

-To ty mi pomogłeś wydostać się z kanału?

-Tak ,właściwie to chciałem cię zapytać co ktoś taki jak ty tam robił? -zapytał z dość sporą ciekawością w głosie.

-Ja, uciekałam przed zarażonymi i wtedy ja,ci ludzie i wtedy ten mrok ja...-dziewczyna spuściła głowę na dół. Wszelkie emocję związane z wcześniejszymi zdarzeniami zaczynały właśnie do niej docierać.

Chłopak z początku nie zrozumiał o co jej chodzi jednak po chwili zauważył ,że ciało dziewczyny drży a po jej policzkach spływają łzy. Znowu poczuł to charakterystyczne ukłucie w sercu to samo czuł gdy tamta dzie...nie ,nie warto wracać do tego -jego myśli starały odsunąć się jak najdalej od tamtego dnia.

-Nie płacz -powiedział stanowczo ,odwracając głowę w bok.

-Oni umarli ,ja nie mogłam nic zrobić -roztrzęsiona dziewczyna skuliła się jeszcze mocniej.

-Skończ to ,czy nie najważniejsze jest to że ty żyjesz. Czy nikt ci nigdy nie powiedział ,że walka o własne życie zawsze pozostawia po sobie masę śmierci.A może powiesz mi ,że wolałabyś teraz być na ich miejscu ,leżąc w jakimś zatęchłym kanale! -krzyknął zwracając na siebie wzrok dziewczyny.

-Ja...chciałam przeżyć ,ja musiałam -odpowiedziała cicho granato-włosa.

-W takim razie przestań w końcu płakać. W świecie w którym żyjemy nie da się uniknąć śmierci i smutku. Nie ważne jak sprawiedliwym się jest lub jak bardzo się do kogoś przywiąże to wszystko i tak zostanie zastąpione desperacką nadzieją na przeżycie.

-Ty...masz rację -odpowiedziała dziewczyna starając się wytrzeć zaszklone oczy.

-Mam wrażenie ,że spędzimy wspólnie trochę czasu więc nazywaj mnie Naruto -powiedział chłopak wyciągając rękę w stronę granatowłosej.



                                                                    /\/\/\/\/\/\/\/\/\/

Witam serdecznie,przed wami kolejny już rozdział opowiadania. Mam nadzieję ,że się wam spodobał,zachęcam do komentowania gdyż to bardzo motywuje. Jeszcze taka dodatkowa informacja.Z racji ,że nadchodzą ferie będę miał więcej wolnego czasu więc możliwe (nie obiecuję)że notki będą się pojawiać dwa razy w tygodniu.

                                                                        Koniec transmisji od Reportera