środa, 31 grudnia 2014

Rozdział pierwszy -Azyl Zbawienia

Cichy dźwięk gramofonu rozchodził się po ciemnym pomieszczeniu. Co uważniejsi mogli bez problemu w szumie ,który wydobywał się z grającego urządzenia wyłapać słowa niegdyś dobrze przez wszystkich znanej piosenki La Touch de la Ve. Mimo swoich niewielkich rozmiarów pokój posiadał ten charakterystyczny ,zimny chociaż przez wielu uważany w tych czasach za standardowy klimat. W kącie na skórzanym fotelu ,którego lata świetności już niechybnie przeminęły siedział czarnowłosy mężczyzna, ubrany w lekko pogniecioną białą koszulę oraz granatowe spodnie z szelkami przewieszonymi na ramionach. Jego głowa opadała swobodnie na lewe oparcie, twarz była przykryta szaro-czerwoną książką na której okładce widniał napis ,,Jour de la Fallen”.

Odgłos pukania do drzwi wyciągnął z letargu na wpół przysypiającego mężczyznę. Drzwi do pokoju po chwili się otwarły a do wnętrza weszła zgrabna brunetka z włosami spiętymi w kok na oko w wieku nie więcej niż dwadzieścia lat.

-Witam kapitanie, przynoszę raporty z wczorajszej rewizji wschodniego bloku mieszkalnego nr 34

-Ta...tak ,dziękuję –odpowiedział chrapowatym głosem

-Znowu pan pił? Czy przypadkiem major nie zabronił panu przechowywania jakiegokolwiek rodzaju alkoholu na terenie bazy.-zapytała lekko zirytowana kobieta.

-Spokojnie Jennefer to była tylko niewielka buteleczka szkockiej ,nawet nie wiesz jak musiałem się namęczyć aby ją zdobyć.

-Tak, tak rozumiem ,gra w karty to na prawdę ciężkie wyzwanie-powiedziała sarkastycznym tonem.

-Masz zamiar nadal rozpaczać nad moim ,,wspaniałym życiem”
 czy jednak przejdziesz do rzeczy ,bo zgaduję ,że masz jakąś ważną sprawę do mnie.

-Jak zwykle nadmiernie niecierpliwy, jednak masz rację. Dzisiaj rano przyszedł do ciebie list ze sztabu głównego.

-I niech zgadnę przypadkowo otworzyłaś go. Jaką więc ważną sprawę mają do asa piechoty lądowej?

-To cię z pewnością zaskoczy, zostajesz przeniesiony i to nie byle gdzie do centrali głównej.

-Co!?Daj mi ten list ,szybko-krzyknął wyrywając kartkę z rąk kobiet

Kapitan IV jednostki karnej o/. Richmond
Z dniem dzisiejszym tj. 20.04.2033 na zlecenie Marszałka J.J Kross zostaje pan przeniesione do centralnego dystryktu z placówką w Washington, gdzie obejmie pan stanowisko kapitana w nowo utworzonej jednostce specjalnej. Proszę o stawienie się na miejscu w przeciągu 48h.

                                                          Major sztabowy A.T Railes

Czarnooki z coraz większym niedowierzaniem czytał nadesłaną notkę ,w głębi duszy pragnąc aby był to tylko kolejny z głupich żartów jego podoficerów.

-Nie cieszy się pan? W końcu otrzymał pan awans na który czekał od dwóch lat, niech mi pan nie mówi ,że przywiązał się do tego miejsca?-zapytała sarkastycznie przerywając panującą od chwili ciszę.

-Awans HA! Trafiam do najgorszego miejsca na Ziemi ,czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak trudna jest  teraz sytuacja w stolicy?. Codziennie zmagają się z coraz większymi falami zainfekowanych a na dodatek wewnętrzna rebelia wisi na włosku odkąd powstał ten ,,religijny front wyzwolenia”.

-Życzę powodzenia, będę zawsze o panu pamiętała siedząc wygodnie w bezpiecznym miejscu ,kto wie może zajmę za niedługo pana aktualne stanowisko-słodkim głosem powiedziała brunetka wychodząc z pomieszczenia ,zostawiając za sobą skołowanego czarnowłosego.

-Nawet o tym nie myśl, zimna jędzo!!!-wykrzyczał opadając ponownie na swój fotel.

-Washington, a więc znowu muszę tam wrócić-wypowiedział pogłaśniając przedwojenny gramofon, by po chwili zanurzyć się w słowach piosenki.

Musisz dotknąć swych oczu i zdławić łzy
Muszę odejść, chodź ze mną
Szukać nieznajomego
Szukać nieznajomego do kochania

-Czy nie mógłbyś lekko się pośpieszyć, nie chce narzekać ale za dwie godziny muszę stawić się w stolicy.

-Przykro mi kapitanie, robię co mogę. Sama naprawa potrwa około 30 minut.-odpowiedział niskiego wzrostu młodzieniec.

-Upewnij się ,że wszystko zrobisz prawidłowo nie mam zamiaru stać zbyt długo w tym upale.-Powiedział siadając pod bilbordem rzucającym niewielki cień na rozgrzany asfalt.

-Młody, znasz się na tym miejscu, gdzie znajdę najbliższy wodopój?-zapytał po chwili czując jak jego gardło z minuty na minutę coraz bardziej się wysusza.

-Na końcu ulicy w prawo, jednak proszę uważać ten teren nie jest jeszcze całkowicie oczyszczony i niewielkie grupki mutantów mogą kryć się w niektórych miejscach.

Mężczyzna wolnym krokiem udał się w wyznaczone miejsce, po drodze jego wzrok wodził po opuszczonych budynkach. Rozbite okna ,wywarzone drzwi, zawalone ściany były tutaj częstym widokiem.

-Nareszcie, coś zimnego-powiedział ucieszony pijąc wodę z stworzonego na szybko wodopoju.

Cichy szmer spowodował natychmiastową reakcję ze strony czarnookiego. Czujnym okiem zaczął rozglądać się po otaczającym go środowisku: kilka porozbijanych aut, stary blok, przewrócone śmietniki. Nic nadzwyczajnego ,jednak po chwili zauważył w oddali postać małego chłopca. Z rany na głowie sączyła mu się czerwona ciesz spływając powoli na ciało młodzieńca. Szybkim krokiem zaczął zbliżać się do malucha jednak ten jakby oszołomiony, ze strachem w oczach momentalnie ruszył do biegu, wchodząc do jednego z budynków. Kilka kroków wystarczyło aby żołnierz znalazł się we wnętrzu lokalu. Panująca ciemność zmusiła go do włączenia latarki, którą jak zawsze trzymał przypiętą do wojskowego pasa. Powoli zaczął przemieszczać się po pokojach, próbując odnaleźć chłopca. Parter okazał się pusty, swoje kroki skierował do jedynego nie zawalonego wejścia prowadzącego w dół. Pomieszczenie to przypominało mu magazyn, wielkie regały z porozrzucanymi na nich pudłami i puszkami. Do jego uszów nagle dotarł hybrydalny krzyk, niewiele czasu musiał czekać aż dowie się kto jest jego właścicielem. Momentalnie jego ciało zostało posłane na jeden z regałów ,który pod siłą uderzenia zawalił się. Mężczyzna jasno myśląc wyciągnął natychmiastowo nóż ,jednak nie dane było mu go użyć ,gdyż bestia przyparła go swoim ciężarem, wybijając z ręki jego broń. Wykrzywione zęby kierowały się w stronę twarzy czarnowłosego, ten wiedząc ,że nie może stracić ani chwili więcej kopnięciem odepchnął na moment stwora. Ręką pochwycił znajdujący się nieopodal niego metalowy pręt. Mutant wstając z powrotem na nogi z całą szybkością rzucił się na swoją ofiarę. Uniknął on pierwszego ciosu zadanego przez mężczyznę, wbijając tym samym swoje ostre niczym brzytwa pazury w ramię człowieka. Bordowa ciecz zaczęła powoli spływać po skórze czarnookiego. Trzeźwy rozum sprawił ,że natychmiastowo odskoczył , przygotowując się na kolejny atak. Trzymanym w lewej ręce prętem uderzył poczwarę w głowę ,robiąc szybki zwód w prawą stronę okaleczoną ręką chwycił w dłoń swój żołnierski nóź ,którym po chwili rzucił w zainfekowanego ,przebijając się centralnie przez płat czołowy. Nieruchome ciało stwora chwilę później upadło bezwładnie na ziemie ,unosząc tym samym w górę warstwę pyłu i kurzu. Spokój nie trwał długo ,gdyż z sąsiedniego pomieszczenia zaczynały wyłaniać się kolejne monstra. Czarnowłosy najszybciej jak potrafił ruszył w stronę wyjścia, przeklinał się w duchu ,że nie zabrał ze sobą żadnego karabinu czy też nawet pistoletu. Chwila wystarczyła aby zjawił się na ulicy ,zarażeni nie przerwali pościgu, momentalnie został on otoczony przez kilku z nich. Wiedział ,że w bezpośrednim starciu nie ma najmniejszych szans. Pierwszy z napastników zaczął się coraz bardziej zbliżać jednak po chwili został on uderzony przez nadjeżdżający z bocznej uliczki samochód terenowy.

-Młody ! szybko rzuć mi broń-krzyknął czarnooki w stronę kierowcy pojazdu.

Po chwili trzymał on w swoich rękach karabin automatyczny MG 42. Szybkim ruchem odpalił znajdujący się pod celnikiem laser i namierzając stwory zaczął do nich strzelać. Pierwsze dwa strzały okazały się niewiarygodnie wręcz precyzyjne, siła z jaką naboje trafiły ciała bestii rozerwała ich czaszki na strzępy. Kolejni mutanci z czasem również pożegnali się z życiem zostając zmiażdżeni przez samochód. Kierowca po chwili wyciągnął zza pasa jeden z granatów odłamkowych i odbezpieczając zawleczkę rzucił do wnętrza budynku z którego dobiegały kolejne głosy zarażonych. Wybuch porozrzucał znajdujące się najbliżej wejścia ciała w różne strony.

-Dzięki, nie wiem jakby się to skończyło gdybyś nie pojawił się na czas –zdyszanym głosem oznajmił mężczyzna podając rękę chłopakowi.

-Nie ma sprawy, powinniśmy się zbierać samochód jest już naprawiony od dziesięciu minut.

Z daleka można było już dostrzec ogrom znajdującego się przed nim obszaru. Zewnętrzna część ogrodzona była barykadą na której bezustannie znajdowali się żołnierze gotowi w każdej chwili zlikwidować pojawiające się niemal nieustannie zagrożenie. Na każdym z rogów znajdowały się wieżyczki na których umieszczone zostały wielkie reflektory. Po chwili droga którą jechali doprowadziła ich do metalowej bramy ,przez którą po krótkiej kontroli mogli wjechać do wewnętrznego rejonu. Po obu stronach znajdowały się hangary z różnego rodzajami pojazdami, dalej był umieszczony rząd bloków od A do H które najprawdopodobniej służyły jako budynki socjalne. Zatrzymali się przed jednym z największych budynków znajdującym się na środku placu, był to ośrodek badawczy którego składał się z kilku skrzydeł łączących ze sobą zarówno laboratoria jak i szpitale.

Chwilę później żegnając się ze kierowcą udał się ośrodka administracyjnego. Po niecałych 15 minutach stanął przed drzwiami na których widniała tabliczka z napisem : Major Sabaku Gara.

Stanowczo pukając w drzwi moment później usłyszał krótkie polecenie –wejść.

Przed oczami ukazał mu się niewielki pokój wypełniony po brzegi różnego rodzajami mapami, książkami oraz atlasami. Jego wzrok skierował się na mężczyznę opartego o parapet okna. Miał on czerwone, krótko ścięte włosy oraz charakterystyczną bliznę rozchodzącą się od ucha aż na środek lewego policzka.

-Kapitan Itachi Uchiha melduje się na rozkaz- donośnym głosem oznajmił czarnowłosy.

-Witamy w Azylu Zbawienia.


/\/\/\/\/\/

Witam , na dzisiaj to tyle ,mam nadzieję że wam się spodobało. Zachęcam do komentowania, gdyż jakikolwiek odzew z waszej strony bardzo mnie cieszy i motywuję. Co do kolejnych notek to mam zaplanowane jak na razie 3 kolejne rozdziały więc myślę ,że wena jak najbardziej dopisuje.


                                           Koniec transmisji od reporter

5 komentarzy:

  1. Nareszcie coś się pojawiło. Przyzwyczajaj się, jak mi się jakieś opowiadanie podoba to zawsze czas do kolejnego wpisu dłuży mi się niemiłosiernie. Szkoda, że tak krótko napisałeś jednak dobre i to.
    Itachi <3 Kolejna miłość mojego życia. Może kiedyś spotka takiego faceta? No dobra koniec marzeń na jawie.
    Ciekawie opisałeś starszego Uchiha. Nie spodziewałabym się po nim takiego pijaństwa -,-'. Na odwyk z nim. Spodobała mi się ta kobieta - Jeneefer czy jak jej tam. Może jeszcze zawita w opowiadaniu?
    No cóż czeka m na kolejny rozdział niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak bardzo zmotywowałaś mnie do napisania kolejnych notek. Jestem teraz w pełni sił i zabieram się za pisanie 5 rozdziału. Dziękuje ;*

      Usuń
    2. Bardzo się z tego, iż mój komentarz Cię tak zmotywował. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą trochę dłuższe, ponieważ Twoja historia jest ciekawa i nie wiem czy już o tym wspomniałam, lecz także oryginalna. Poprosiłabym także o trochę więcej opisów: miejsc, osób, uczuć bohaterów.
      Może byś trochę pokombinował z kodem CSS by blog miał jeszcze lepszy wygląd? Ja z mojego jestem w pełni dumna jednak nadal zamierzam w nim trochę pozmieniać.

      Usuń
  2. Nocia genialna, mogłeś napisać u nas w komentarzu, że prowadzisz taki genialny blog ;) Wydaje mi się, że będziemy tu częstymi gośćmi :D Jako fanki NaruSaku mamy nadzieję, że pojawi się tu taki paring, ale wszystko zależy od autora czyli ciebie, a my nie będziemy ( Broń Panie Boże ) narzucać ci jakiejkolwiek woli :D Pozdrawiamy serdecznie oraz życzymy weny Patty i Paula :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz niezwykle przyjemny sposób pisania, a historia którą tworzysz wydaje się orginalna, a czytelnik (czytaj ja :D) nie może się doczekać, aż pojawi się kolejna cześć.
    Opis pijanego Itachiego niezwykle przypadł mi do gustu, a cała sytuacja wywołała uśiech na mojej twarzy. Podoba mi się także, że nie przebierasz w środkach stylistycznych, mam tu na mysli, że nie bawisz się w robienie ze wszystkich świętoszków i używasz codziennego języka.
    Już czekam na kolejna część :)

    OdpowiedzUsuń