czwartek, 29 stycznia 2015

One shot -nowy początek

Pojedyncza łza spłynęła po bladym policzku młodej dziewczyny ,łza wypełniona smutkiem i żalem do ludzi ,świata a może nawet i samego Boga. Miała już dość wszystkiego ,całe jej życie wydawało się być pasmem nieszczęść ,zwykłą zabawką w rękach losu. Każdego dnia zadawała sobie pytanie ,chciała wiedzieć co zrobiła nie tak ,jaką zbrodnie popełniła zasługując sobie na takie życie. Od początku nie miała nikogo ,rodzice jeśli tak mogła nazwać ludzi ,którzy porzucili ją oddajac do domu dziecka nie stanowili nigdy dla niej oparcia. Mimo całej goryczy ,złości jaką do nich czuła wybaczyła im już dawno temu ,uświadomiła sobie że to była jej wina w końcu kto mógłby zaakceptować takie dziecko jak ona. Kolejne łzy zaczęły na nowo napływać do zaczerwienionych oczów. Duże ciemnozielone  tęczówki niegdyś pełne życia ,radosne ,cieszące się z każdego dnia teraz były w całości przesiąknięte bólem,strachem i nienawiścią. Dziewczyna podciągając kolana do siebie oparła na nich swoją brodę. Nieobecnym wzrokiem spoglądała na niewielką pozytywkę stojącą na starym ,drewnianym stoliczku ,którego lata świetności już niechybnie przeminęły. Piękna , srebrna szkatułka z porcelanową laleczką w środku była jedyną pamiątką jaka jej pozostała po babci. Kochała tą kobietę  z całego serca ,z nią jedyną mogła dzielić wszystkie swoje smutki ,żale ale także chwile radosne i przyjazne. Jednak jak to bywa ze szczęściem jest to tylko ulotna chwila. Wszystko zbyt szybko się skończyło ,chore serce staruszki nie wytrzymało natłoku problemów z którymi jako prawnik musiała się codziennie zmagać. Szybka śmierć, zawał sprawił ,że odeszła z tego świata pozostawiając na nim małą ,kruchą dziewczynkę nie potrafiącą sobie poradzić z otaczającym ją światem.

Całe jej ciało trzęsło się z zimna. Mały ,ciasny pokój na poddaszu ,który był dla niej domem od dobrych kilku lat nie stanowił wystarczającego zabezpieczenia przed podmuchami zimnego ,jesiennego wiatru który bez problemu przedostawał się przez liczne otwory w ścianach. Zielonooka skuliła się jeszcze bardziej okrywając się leżącym nieopodal szarym kocem z czerwonymi paskami.

-Czy ja proszę o tak dużo...czy chociażby odrobina szczęścia nie jest mi pisana? -zapytała łamiącym się głosem.

-Może powinnam  to wszystko zakończyć i tak nic lepszego na mnie nie czeka. Nikt pewnie nawet za mną nie zatęskni ,w końcu kto przejmowałby się zwykłą sierotą.

Dziewczyna wyciągnęła z podłużnej szuflady małą ,metalową żyletkę. Drżącymi dłońmi trzymała ją wpatrując się w jej lśniącą powierzchnie. Powolnym ruchem przyłożyła ją do swojego nadgarstka ,zimne ostrze spotkało się z bladą lekko fioletową skórą. Pierwsze krople krwi zaczęły spływać wzdłuż ręki ,kapiąc bezgłośnie o drewnianą ,ciemnobrązową podłogę. Kolejne nacięcie ,nowy strumień krwi i ból, który przynosił jej ukojenie ,powodując  że stawała się  spokojniejsza. Całe jej ciało robiło się coraz słabsze. Powieki stawały się coraz cięższe ,zamykając się raz po raz. Wiedziała ,czuła że koniec jest już blisko jednak nie bała się ,można nawet powiedzieć że cieszyła się z tej chwili. Kąciki jej różowych ,popękanych ust uniosły się lekko w górę ,po jej policzku spłynęła ostatnia łza po czym upadła bezwładnie na podłogę pozostawiając za sobą całe jej dotychczasowe życie wypełnione jedynie smutkiem i cierpieniem.

Ciemność ,bezgraniczny mrok otaczał całe jej ciało. Była sama ,nie czuła nic ,przez jej głowę przelatywały różne obrazy. Pierwsze urodziny ,uśmiechnięta twarz jej babci aż w końcu zobaczyła wspomnienie, które za wszelką cenę chciała schować w najgłębszych zakamarkach swojego serca, wspomnienie które przynosiło jej największe cierpienie.

Przed wielką ,żelazna bramą stała mała ,różowo-włosa dziewczynka ubrana w czarną bluzkę z kołnierzem oraz sięgającą nieco poniżej kolan szarą spódniczkę. Swoimi dużymi ,zielonymi oczami spoglądała na znajdujący się przed nią stary budynek. Liczne zakratowane okna betonowe ,popękane ściany nie były zbyt przyjaznym widokiem. Niedaleko wejścia znajdowało się uschnięte drzewko do którego przywiązana była kwadratowa huśtawka oraz mały plac zabaw z poniszczonymi drabinkami i karuzelami. Mając już dość dobry obraz miejsca w którym się znajdowała przeniosła swój wzrok na swoją mamę. Była to kobieta średniego wzrostu z długimi falującymi w tym momencie na wietrze blond włosami. Rozmawiała ona z nieznanym dla dziewczynki starszym mężczyzną w okrągłych okularach z czarnym melonikiem na głowie ,którym dość starannie próbował ukryć już nieco siwe włosy.

Minęło niecałe piętnaście minut ,po czym kobieta w milczeniu podeszła do dziewczynki. Spoglądała na nią swoimi brązowymi oczami ,jednak to nie był wzrok jaki do tej pory można było u niej spotkać ,ten był inny pełen zimna i pogardy.

-Zostaniesz tutaj -z jej gardła wydobył się pozbawiony jakichkolwiek uczuć głos.

-Co? ...dlaczego mam tutaj zostać?- zapytała dziewczynka cichym głosem

-Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć ,to ostatni raz gdy się spotykamy.

-Ma...mamusiu co ty mówisz -do oczów różowo-włosej zaczynały napływać łzy.

-Przestań! Nie nazywaj mnie tak, nie jestem twoją matką -powiedziała ,odtrącając oszołomioną dziewczynkę ,która chciała się do niej przytulić.

-Ale ,mamusiu ja cię ko....- nie dokończyła gdyż poczuła na swoim policzku rozchodzące się pieczenie. Pierwszy raz ,to był pierwszy raz gdy jej własna mama uderzyła ją.

-Mam ciebie już dość, zniszczyłaś całe moje życie - oznajmiła agresywnie kobieta udając się w stronę samochodu pozostawiając za sobą zszokowaną zielonooką.

Po chwili do uszów płaczącej dziewczynki dobiegły słowa ,które nigdy nie powinny być wypowiedziane przez nikogo a w szczególności przez jej własną mamę.

-Mogłaś nigdy się nie urodzić.

Jedno zdanie wystarczyło aby małe ,kruche serce dziewczynki zostało wypełnione przeszywającym bólem. Spuściła swój wzrok na dół spoglądając w swoje czarne buty ,lekko przemoknięte od porannej rosy. Nagle poczuła jak delikatne krople deszczu zaczynają kapać na jej ciało. Ostry wiatr szarpał jej rozpuszczonymi włosami. Czuła w sobie bezgraniczną pustkę ,jakby część jej duszy rozbiła się ,dzieląc na niewielkie ,pojedyncze kawałki.Do zielonookiej podszedł mężczyzna chwytając ją za ramię.

-Może to miejsce nie wygląda zbyt dobrze ,ale nie masz się czym martwić zajmiemy się tobą ,lecz pamiętaj nic nie jest za darmo. Musisz ciężko pracować aby odwdzięczyć się za wszystko co dostaniesz. -powiedział stanowczym głosem mężczyzna po chwili prowadząc dziewczynę w stronę masywnych drzwi będących wejściem do głównego pomieszczenia.

Cichy ,rytmiczny dźwięk urządzenia docierał do jej uszów. Powolnym ruchem podniosła swoje ociężałe powieki. Mrugając kilkakrotnie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu w którym się znajdowała. Była to niewielka sala szpitalna ,wypełniona po brzegi rozmaitymi urządzeniami. Ściany tak jak to zwykle bywa w takim miejscu były pomalowane jakąś słabą ,najprawdopodobniej bardzo tanią niebieską farbą. W pokoju znajdowały się jeszcze tylko dwa małe krzesła no i łóżko na którym w tym momencie leżała.Przez znajdujące się po lewej stronie okno wpadały delikatne promienie słoneczne ,którym udało się przedostać przez ciemne zachmurzone niebo. Do jej głowy zaczął napływać niewyraźny obraz wczorajszych wydarzeń. Pamiętała ,że siedziała na ziemi trzymając w rękach żyletkę i...tak nie udało się jej ,żyje i znowu będzie skazana czuć codziennie ten wyniszczający ją doszczętnie smutek.

-Jestem żałosna ,nawet nie potrafię odebrać sobie życie -po policzku dziewczyny spłynęła łza rozbijając się bezgłośnie o pościel.

Po chwili po sali rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi. Do sali weszła ubrana w śnieżnobiały kitel starsza brunetka.

- Widzę ,że już się obudziłaś. Jak się czujesz? -zapytała przyjaznym głosem

-...

- Przyznam ,że nieźle się załatwiłaś ,zapewniłaś sobie wypoczynek w tej sali przez najbliższe trzy tygodnie.

-Trzy tygodnie, ale ja nie mogę tutaj tyle siedzieć- powiedziała po chwili cichym głosem dziewczyna spoglądając na zabandażowaną rękę.

-Przykro mi, trzeba było wcześniej o tym pomyśleć - w głosie kobiety można było z łatwością wyczuć zdenerwowanie.

-Za chwilę  jeden z praktykantów przyjdzie zmienić ci kroplówkę ,więc spokojnie odpoczywaj do tego czasu. -powiedziała zabierając ze sobą kartę pacjenta z którą po chwili wyszła z sali.

Dziewczyna siedziała w milczeniu wsłuchując się w krople deszczu które odbijały się od szyby okna. W jej głowie panował mętlik ,nie chciała znowu wszystkiego od początku powtarzać. Była gotowa na śmierć  i tak nic jej tutaj nie trzymało ,rozmyślała nad kolejną okazją do odebrania sobie życie.

-Cześć ,przyszedłem zmienić ci kroplówkę -niespodziewany głos wyciągnął ją z przemyśleń.

Skierowała ona swój wzrok na jego właściciela. Przed jej łóżkiem stał wysoki blondyn z niebieskimi oczami. Na jego twarzy widniał wesoły uśmiech ,ostatnia rzecz jaką chciała teraz zobaczyć.

Chłopak wyciągnął z szafki średniej wielkości woreczek z przeźroczystą substancją. Powoli podszedł do dziewczyny i chwycił ją za prawą dłoń chcąc odłączyć poprzednią dawkę. Różowo-włosa pod wpływem ciepła jakie poczuła momentalnie wyrwała rękę z uścisku.

-Co ty robisz, nie waż się mnie dotykać! -krzyknęła zimnym głosem.

Chłopak w pierwszej chwili zaskoczony reakcją dziewczyny nie odpowiedział nic jednak chwilę później delikatnie się uśmiechając powiedział.

-Spokojnie ,chciałem tylko zmienić kroplówkę. Nie masz się czego bać to na prawdę nie boli.

-Tak w ogóle to jestem Naruto ,odbywam tutaj praktyki od dwóch tygodni. -oznajmił wyciągając dłoń w stronę dziewczyny.

-Przestań ,nie interesuje mnie to. Nie mam zamiaru się z tobą zaprzyjaźniać więc sobie daruj te sztuczne uśmiechy -powiedziała spoglądając prosto w jego niebieskie tęczówki.

-Nie musisz tak od razu się denerwować ,chciałem tylko być miły

-Dziękuje...jakże jesteś uprzejmy -powiedziała z sarkazmem w głosie.

 Blondyn zmieszany całą sytuacją w ciszy zmienił kroplówkę i udał się w stronę wyjścia zostawiając w pomieszczeniu lekko zirytowaną dziewczynę.

-Miły haha śmieszne ,nigdy już nie uwierzę ,że ktoś może mnie traktować w ten sposób - wyszeptała dziewczyna zamykając oczy aby na nowo powrócić do przemyśleń.

Noc trwała już od dobrych kilku godzin. Blask księżyca lekko oświetlał wnętrze szpitalnej szali. Młoda dziewczyna leżała nieruchomo na boku łóżka.

-Musi się udać, na pewno dam radę- przez jej głowę przelatywały myśli.

Zielonooka po chwili uniosła się do pozycji siedzącej odpinając jednocześnie wpiętą do jej żyły igłę. Stanęła ona na zimnej podłodze z początku lekko się chwiejąc. Trzymając się oparcia łóżka skierowała się w stronę okna. Spoglądając czy przypadkiem ktoś nie stoi za drzwiami powoli otwarła jedną z okiennic. Znajdowała się ona na parterze więc bez problemu mogła wyjść na zewnątrz. Powoli kierowała się w stronę ulicy ,popołudniowy deszcz przerodził się w dość mocną ulewę. Całe jej ciało drgało od zimna. Z daleka ujrzała nadjeżdżający samochód, niewielką ciężarówkę dostawczą. Tym razem nie chciała dostać kolejnej szansy od życia. Zbliżyła się do jezdni ,blask świateł stawał się coraz mocniejszy. Jeden krok na przód tyle wystarczyło ,samochód był zbyt blisko aby wychamować. Zamknęła oczy czekając na niechybną śmierć. Nagle poczuła na swojej ręcę dłoń ,która pociągnęła ją w tył. Różowowłosa upadła na trawę,raniąc sobie przy tym kolano. Otwierając oczy ujrzała przed sobą twarz ciężko oddychającego blondyna.

-Dlaczego...dlaczego to zrobiłeś -do jej oczów zaczęły napływać łzy

-Dlaczego,nie pozwoliłeś mi umrzeć! -krzyczała uderzając pięścią o jego klatkę piersiową.

-Umrzeć...czy ty w ogóle słyszysz co mówisz! -chłopak chwycił ją mocno za ramiona

-Czy pomyślałaś o bliskich osobach, co czułyby gdyby dowiedziały się o twojej śmierci.

-Bliskich osobach,dla mnie nikt taki nie istnieje. Myślisz ,że wszystko wiesz?! Jestem nikim,zwykłą sierotą porzuconą przez rodziców,nikt się o mnie nie troszczy, nikt się mną nie interesuje.- po policzkach dziewczyny zaczęły płynąc coraz liczniejsze łzy.

-Masz rację nie wiem o tobie nic, nie mam prawa cię oceniać ale mimo to nigdy nie pozwoliłbym ci wpaść pod ten samochód.

-Dlaczego się tak o mnie martwisz, przecież jestem dla ciebie nikim ,zwykłą pacientką -powiedziała łamiącym się głosem.

-Nie wiem ,na prawdę nie wiem. Gdy zobaczyłem cię w przemokniętej koszuli ,stojącą samotnie ,czekając na zbliżającą się śmierć poczułem jak  moje serce ściska niewyobrażalny smutek... ja musiałem coś zrobić.

-To niesprawiedliwe ,dlaczego znowu to robisz,znowu jesteś dla mnie miły. Ja nie zasługuje na to -wyszeptała chowając twarz w swoich włosach.

Chłopak ostrożnie chwycił zielonooką za podbrótek i uniósł nieznacznie w górę spoglądając w jej zaczerwienione oczy.

-Nigdy więcej tak nie mów. Możesz o sobie myśleć róźne rzeczy jednak prawda jest inna. Klęcząc przed tobą widzę kruchą ,delikatną dziewczynę czekającą na najmniejszą pomoc. Targają mną różne emocje ,chcę ciebie przytulić ,dotknąć ,obronić przed wszystkim.

Całe ciało dziewczyny przeszywały liczne drgawki ,jednak nie były one wywołane  zimnem czy też deszczem lecz uczcuciem które tak dawno już zostało zapomniane.

-Wiem ,że te słowa mogą być tylko pustym nic nieznaczącym dźwiękiem wydobywającym się z moich ust jednak w głębi serca czuje ,że chce być przy tobie ,pomagać ci we wszystkim, być dla ciebie tym nikłym światełkiem w głębi tunelu.

Chłopak przytulił do siebie różowowłosą, czuł jak delikatne ,rozżarzone krople łez spływają po jego torsie. Prawą dłonią zaczął powoli przeczesywać rozpuszczone włosy dziewczyny ,mimowolnie bawiąc się ich końcówkami.

-Czy...czy mogę ci zaufać -cichy szept przerwał głuchą ciszę ,która panowała pomiędzy nastolatkami.

-Obiecuje ci ,że stanę się osobą ,która na nowo przywróci uśmiech na twojej twarzy.

Chłopak po chwili złożył na ustach dziewczyny delikatny pocałunek wypełniony troską ,uczuciem i co najważniejsze szczerością.

Blondwłosy odsuwając się od zielonookiej promieniście się uśmiechnął.

-Może to trochę późno ,ale czy mógłym w końcu dowiedzieć się jak masz na imię

-Jestem Sa...Sakura -odpowiedziała starając się dyskretnie ukryć rumieńce na policzkach.

-Sakura ,piękne imię -szepnął mocniej przytulając tą jakże drobną i kruchą dziewczynę.

Samotna ,zagubiona dziewczyna ,przesiąknięta demonami przeszłości w ciemną ,deszczową noc odnajduje szczęście ,zapomniane uczucie, osobę która może stać się jej księciem na białym rumaku. Czyż to nie idealny radosne zakończenie prosto ze snu?. Co jeśli tej pamiętnej nocy metalowa żyletka zrobiłaby o jedno cięcie mniej ,oszczędzając rozlewu kolejnych strumieni krwi. Czy tak mogłoby wyglądać teraz jej życie? Możesz na nowo zadawać sobie to pytanie jednak odpowiedź na nie została pogrzebana wraz z ciałem młodej różowo-włosej dziewczyny ,która w ciemną ,deszczową noc odnalazła jedynie mrok i zapomnienie.


                                                            /\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/
Na początku chciałem przeprosić i wyjaśnić jedną rzecz. Dzisiaj powinna pojawić się notka z głównego opowiadania jednak laptop mi się zepsuł i straciłem save plików. Na szybko napisałem ten one-shot żeby w chociaż małym stopniu zrekompensować ten brak. Mam nadzieję ,że się spodoba ,sam nie jestem jakoś zbytnio do niego przekonany ale w końcu to wasza opinia się liczy. Zachęcam do komentowania i do zobaczenia następnym razem.

                                                            Koniec transmisji od Reportera

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział czwarty -tunel

Uciążliwy, dławiący zapach docierał do jej nozdrzy. Smród gnijących ciał mieszający się  z rozkładającymi śmieciami unosił się w powietrzu. Wątły blask wyświetlacza komórki był jedynym światłem jaki od kilku godzin docierał do jej zmęczonych oczów. Wolnym krokiem wędrowała ,przemierzając coraz dalsze zakamarki sieci tuleni w której się znajdowała. Z każdym kolejnym krokiem chciała zawrócić ,pobiec ile sił w nogach do wyjścia ,do kraty pod którą jeszcze nie dawno się znajdowała mając nadzieję ,że ktoś w końcu po nią przyjdzie i zabierze do jej bezpiecznego domu jednak wiedziała że nie może wrócić gdyż jedyne co tam na nią czekała to niechybna okrutna śmierć z ręki mutantów. Szurając butami o podłogę potykała się co jakiś czas, zmęczenie oraz stres dawały o sobie coraz częściej znać. Nagły ból w głowie, spowodował że upadła na ziemie ,mocząc swoją twarz w brudnych ,odrażających ściekach  nieznanego jej pochodzenia. Leżała nie mając siły wstać ,ciało odmawiało jej posłuszeństwa .Czuła coraz większe pieczenie w gardle, najprawdopodobniej truła się oparami wydobywającymi się z licznych otworów w ścianach. Powoli zmuszając się do stopniowego wysiłku podniosła się w górę opierając o niewielki wystający metalowy pręt. Usiadła ona na mokrej podłodze ,nie miało to dla niej już większego znaczenia ,gdyż całe jej ubranie i tak było już przemoknięte i ubrudzone. Przyłożyła ona swoją drobną dłoń do czoła ,było ono niewiarygodnie rozgrzane. Przez całe jej ciało przechodziły zimne dreszcze. Kontakt z prawdziwą rzeczywistością dla osoby ,która całe życie wychowywana była w luksusach mając na usługach kilkudziesięciu opiekunów był niewiarygodnie przytłaczający. Uczucie bezradności ,niemoc były tylko drobną cząstką emocji jakie nią w tym momencie targały. Do jej oczów po chwili napłynęły słone łzy ,które powoli zaczęły spływać po jej bladych policzkach. Nie wiedziała co dalej ma zrobić ,nie miała pojęcia czy znajdzie jakiekolwiek wyjście z tego tunelu czy też będzie to miejsce jej śmierci. Wizja odejścia w takim miejscu z dala od rodziny i ukochanych jej osób były dla niej rzeczą straszną ,obezwładniającą całe jej ciało. Swoją głowę opierała na kolanach ,które wcześniej podciągnęła pod brodę, siedziała już w tej pozycji dobre piętnaście minut. Powoli regenerując swoją wyczerpaną długotrwałą wędrówką siłę wstała. Z początku nie mogła zbytnio ustać na chwiejnych nogach jednak po chwili przyzwyczaiła się na nowo do ciężaru i trzymając się lewą ręką bocznej ściany tunelu kierowała się na przód w stronę rozwidnienia tuneli. Blask wydobywający się z wyświetlacza stawał się coraz niklejszy by moment później całkowicie zaniknąć. Stała sama w ciemności ,adrenalina i strach zaczęły coraz bardziej rosnąć w siłę. Każdy najmniejszy szum ,dźwięk sprawiał ,że panicznie zamykała oczy. Czuła jak o jej stopy ocierają się myszy ,które coraz częściej zaczynały przemieszczać się koło niej. Wytężając z całych sił wzrok zauważyła ,że dotarła do kilkukierunkowego rozwidlenia dróg. Nie wiedziała ,które z tych przejść może być prawidłowe, wybrała te najszersze mając nadzieję ,że na końcu znajdzie wyjście ,które uratuje ją z tej całej opresji. Maszerowała kolejne trzydzieści minut ,znowu to samo, nic się nie zmieniło. Wciąż otaczała ją ciemność ,odrażający zapach natężał się coraz bardziej a woda z metra na metr podnosiła się coraz wyżej. Była głodna ,starała się ominąć ten fakt jednak nie radziła sobie z tym zbyt dobrze. Jej gardło było całkowicie wysuszone oszukiwała się ,że za niedługa ukoi pragnienie ,powstrzymywała się aby nie napić się tej brudnej wody, jeśli tak można nazwać brudne zlewisko najgorszych odpadów. Nagle do jej uszów dotarł cichy dźwięk, wydawało się jej że słyszy rozmowę dwójki osób. Przyśpieszyła kroku ,z daleko ujrzała delikatny blask światełka rozchodzącego się po jednym z bocznych dojść kanału. Ostrożnie zbliżyła się do jego źródła, zobaczyła siedzącą na kartonowych pudłach parę. Kobietę ubraną w czarny uniform oraz starszego mężczyznę ,który z pewnością widział już w swoim życiu nie jedno.

-Przepraszam –cichy ,ochrypnięty głos wydobył się z gardła granatowłosej powodując natychmiastową reakcję nieznajomych.

-Co ty tutaj robisz ? –spytał mężczyzna ,który jako pierwszy zrozumiał co się właśnie dzieje.

-Ja … próbuję znaleźć jakieś wyjście –powiedziała spuszczając głowę w dół.

-Jak tutaj trafiłaś ,przecież większość wejść już dawno się zawaliła.-tym razem głos zabrała rudowłosa kobieta.

-Przy moście był niewielki otwór do którego się wcisnęłam próbując uciec przed zainfekowanym.
-Ah rozumiem, więc czego od nas chcesz –oznajmił mężczyzna dość twardym głosem.

-Czy pomoglibyście mi dostać się do wyjścia ,sama sobie nie poradzę a nie mam już zbytnio siły na długą podróż

-Przykro mi ,jednak nasz cel jest bardzo ważny. Zostaliśmy wysłani tutaj aby odblokować główny zawór  z wodą. Nie możemy ci pomóc ale jak chcesz to narysuje ci mapę prowadzącą do wyjścia.

-Tak! Dziękuje –oznajmiła dziewczyna, w jej oczach pojawiły się łzy. Poczuła pierwszą od niedawna szanse na wydostanie się z tego strasznego miejsca.

Granato-włosa usiadła w pobliżu świecy, wpatrując się w migający płomień ,który swobodnie tańczył rozświetlając pobliską okolicę. Jej wzrok po chwili przeniósł się na kobietę ,która z łapczywie zajadała się kawałkiem brązowego chleba. Poczuła skurcz w swoim żołądku, w końcu od dawna już nie miała w nim ani grama pokarmu. Żałowała teraz ,że przed spotkaniem z rodzicami była tak zestresowana ,że nie mogła nic jeść teraz skutki tego czynu bardzo dobrze dawały  o sobie znak .

-Mała nie patrz się tak, dla ciebie nie ma jedzenia. Sami mamy jeszcze długą drogę a zostało nam już naprawdę nie wiele –powiedziała zimnym tonem wyłapując na sobie wzrok dziewczyny.

-Ja, przepraszam –powiedziała cicho ,nie miała odwagi by poprosić o nawet mały kawałek chleba i tak już dużo dla niej robią sporządzając mapkę.

Z zamyślenia wyciągnął ją przeraźliwy dźwięk wydobywający się z końca tunelu w którym aktualnie się znajdowali. Momentalnie spojrzała w miejsce gdzie stało źródło całego zamieszania. To co dostrzegła sprawiło ,że otworzyła oczy do granic możliwości. Przerażenie coraz bardziej zaczęło narastać. W oddali znajdował się pies lub raczej coś co było kiedyś psem. Płaty skóry odrywały się od jego ciała, z licznych otworów na ciele lała się czarno-bordowa ciesz przypominająca jej chociaż w małym stopniu krew. Ostre ,zakrzywione zęby wydobywające się z na wpół otwartej paszczy oraz oczy –puste ,przepełnione żądzą krwi i mordu sprawiały ,że całe jej ciało stało niczym sparaliżowane. Wystarczyło chwilowe mruknięcie powiekami a dystans pomiędzy nimi a bestią nagle niebezpiecznie się zmniejszył. Szybko zaczęła się cofać w stronę starca ,który trzymał już w swojej ręce niewielki pistolet ,którym mierzył w stronę mutanta. Po chwili usłyszała wystrzał a moment później skowyt zwierzęcia ,które osunęło się bezwładnie na ziemie. Jej radość nie trwała zbyt długo gdyż kolejne zainfekowane stworzenia zaczęły wypełzać z różnych zakamarków.

-Kurwa, uciekajcie ,zostały mi już tylko trzy naboje- krzyknął mężczyzna rzucając mi świstek papieru z drogą prowadzącą do jednego z wyjść ewakuacyjnych.

Biegnąc ile sił w nogach ,trzymała za rękę rudowłosą kobietę ,która najwyraźniej była jeszcze bardziej przerażona całą tą sytuacją niż ona. W oddali rozchodziło się echo strzałów wydobywających się z pistoletu ,jednak nagle wszystko ucichło a moment później dało się usłyszeć krzyk mężczyzny ,którego ciało było rozrywane na strzępy przez wygłodniałe stwory. Kobiety dotarły do metalowych krat w których znajdowało się nieduże przejście. Dźwięk zbliżających się kroków był coraz głośniejszy. Pierwsza przez wejście przeszła szarooka ,ledwo przeciskając się przez zardzewiałe metalowe kraty ,które gdzieniegdzie rozdzierały materiał jej ubrania.

-Szybko ,teraz ty! –krzyknęła do kobiety.

-Pośpiesz się ,zaraz tutaj będą –powiedziała z przerażeniem w oczach patrząc na kobietę ,której całe ciało trzęsło się a w oczach z łatwością może było dostrzec strach.

Szybkim ruchem dłoni chwyciła za nadgarstek rudowłosej i pociągnęła ją w swoją stronę. Kobieta ,której najwyraźniej chwilowo powrócił rozsądek zaczęła przeciskać się przez bramę. Nagle poczuła na swojej nodze rozdzierający ból. Mimowolnie obróciła głowę i ujrzała jednego z mutantów ,którego twarde szczęki zaciskały się na jej łydce. Głośny krzyk rozpaczy wydobył się z jej gardła.

-Pomóż mi ,pomóż mi ,proszę. –wołała w kierunku dziewczyny ,która usilnie z całych sił starała się wciągnąć ją do środka przejścia.

Chwilę później można było usłyszeć charakterystyczny dźwięk łamania kości ,która przebiła się przez skórę. Mutant coraz bardziej zaciskał szczęki  na nodze kobiety, starając się coraz bardziej szarpać jej zakrwawionym ciałem. Siła z jaką ciągnął kobietę była nieporównywalna w stosunku do granato- włosej ,której po chwili wyślizgnęła się ręka rudowłosej. Ciało kobiety upadło na podłogę, zainfekowany odrywając się od jej dolnej części rzucił się w stronę jej brzucha. Powykrzywiane zęby i ostre szpony z łatwością przebijały się przez jej delikatną skórę. Wrzask rozszarpywanej kobiety rozchodził się po całym tunelu ,odbijając się echem miedzy jego ścianami. Szarooka z przerażeniem patrzyła na tą makabryczną scenę ,pierwszy raz w życiu widziała czyjąś śmierć a w dodatku tak brutalną i nieludzką. Trzęsąc się ,zacisnęła swoje dłonie na uszach ,nie chciała już ani minuty dłużej słyszeć tego strasznego dźwięku. Bała się ,tak cholernie się bała jak nigdy wcześniej. Czuła ,że śmierć jest blisko ,że zaraz ona stanie się kolejną ofiarą tego zainfekowanego mutanta. Nie miała siły by wstać , klęcząc ,opierając się  na dwóch rękach zaczęła przemieszczać się w stronę starej drabinki na końcu ,której miało znajdować się wyjście z tunelu. Była już blisko ,kontem oka spojrzała na ciało kobiety ,która już prawie całkowicie zostało pochłonięte. Zobaczyła znowu te wypełnione rządzą mordu oczy ,które zaczęły się do niej zbliżać. Chwyciła za pierwszy szczebel drabinki, z całych sił zaczęła się podnosić. Bolało ją całe ciało ,było tak bardzo osłabiono. Z każdym kolejnym szczeblem coraz bardziej traciła siły ,starała się z całych sił nie spać gdyż wiedziała ,że na dole czeka już na nią zarażony ,który swoim ciałem zaczął uderzać o metalową konstrukcję ,próbując zrzucić z niej dziewczynę. Nareszcie ,dotarła do ostatniego szczebla. Czekała ją jeszcze tylko jedna przeszkoda metalowa pokrywa, która zakrywała jej wyjście. Drabina trzęsła się coraz bardziej ,nieliczne śruby zaczynały się stopniowo luzować. Zaparła się jedną nogą o boczną ścianę i z całych sił zaczęła przesuwać pokrywę.

-Szybciej ,szybciej –jej myśli krążyły tylko wokół jednej czynności.

Udało się ,ujrzała jasne promienie słońca ,która zaczęły ogrzewać jej wycieńczoną twarz. Nagły wstrząs zachwiał jej ciałem ,konstrukcja runęła w dół. W ostatniej chwili złapała się dłonią za krawędź wyjścia. Sytuacja była nie ciekawa ,nie miała już siły ,nie mogła dużej utrzymywać się. Całe jej ciało trzęsło się pod wpływem ciężaru. Powoli jej ręka zaczynała osuwać się na dół ,ostatnimi palcami trzymała się ,jednak chwilę później puściła ,zamknęła oczy przygotowując się na najgorsze jednak moment później poczuła na swojej ręce ciepło. Momentalnie otworzyła powieki i ujrzała chłopaka ,który trzymał jej rękę. Trzymając się jedną ręką o znak drogowy ,zbierając w sobie całą siłę wyciągnął ją do góry. Oboje leżeli na ziemi ,ciężko dysząc. Granatowłosa w milczeniu wpatrywała się w twarz swojego wybawcy. Nagle poczuła przeszywający ból w głowie i upadła bezwładnie na jezdnię. Ostatnie co dotarło do jej uszów był spanikowany głos chłopaka, starającego się jej pomóż.


Witam, to już kolejny epizod naszego opowiadania ,mam nadzieję ,że się wam spodoba i zachęcam do komentowania ,gdyż wasza opinia naprawde mnie motywuje.

                                                                 Koniec transmisji od Reportera

środa, 14 stycznia 2015

rozdział trzeci -nowy przyjaciel

Zimny podmuch wiatru zerwał ostatnie już przyblakłe liście z gałęzi znajdującego się na środku parku wielkiego dębu ,który przez wielu uważany był za symbol miasta. Niewiele osób wiedziało lub też pamiętało kiedy drzewo to urosło ,wydawało się jakby stało tu od samego początku spoglądając na rozwijające się z biegiem lat miasteczko. Na niewielkim niebiesko fioletowym kocu siedziały dwie młode dziewczyny. Jedna z nich o niesamowitych ,rzadko spotykanych różowych włosach zajadała się w tym momencie ręcznie wykonanymi kanapki ,które wcześniej wyciągnęła z dość obszernego choć nie wskazującego na to wiklinowego koszyka. Kontem oka spoglądała na drugą dziewczynę z wyglądu zapewne nieco starszą. Jej średniej długości włosy ,które od niedawna sięgały już nieco poniżej ramion delikatnie połyskiwały w promieniach jesiennego, zimnego słońca. Obie ubrane były w jasno beżowe spodnie oraz czarne kurtki.

-Siostrzyczko, myślisz że w tym roku będziemy mogli wspólnie spędzić Wigilię? –zapytała różowo-włosa kładąc swoją głowę na kolana blondynki.

-Nie wiem, sama dobrze wiesz że rodzice mają ostatnio bardzo dużo pracy i nie zawsze mogą znaleźć dla nas czas.- odpowiedziała spoglądając w lekko zachmurzone niebo.

-To nie sprawiedliwe, nie chce znowu spędzić sama świąt. Chociaż w ten jeden dzień mogliby zachowywać się inaczej.

-Głupiutka ,jeszcze wiele rzeczy musisz zrozumieć –powiedziała wstając z koca.

-Musimy się już zbierać ,za niedługo twoja korepetytorka powinna już przyjechać.

-Dobrze ,chociaż wiesz jak bardzo jej nie lubię. Ona zawsze na mnie krzyczy i każe zachowywać się idealnie tak jak przystało na młodą damę –powiedziała zmienionym głosem próbując naśladować swoją nauczycielkę gry na pianinie.

Chwilę później obie wędrowały już wąską uliczką spoglądając na panoramę miasta. Uwielbiały tą miejscowość ,mieszkających w pobliżu ludzi którzy dla wszystkich byli życzliwi oraz ten spokojny ,senny klimat.

-Siostrzyczko ,jestem od ciebie szybsza! –wołała biegnąc w stronę niewielkiego mostku.

-Tak, tylko uważaj na siebie i patrz pod nogi. Nie zamierzam cię później nieść na rękach do domu.

Zielonooka biegła środkiem jezdni radośnie się uśmiechając. Jej wzrok przyciągnął kolorowy ptak ,który usiadł na pobliskim znaku przez co nie zauważyła dość sporego kamienia o który się potknęła. Momentalnie upadła na ziemie ,tłukąc sobie kolano z którego po chwili zaczął wypływać delikatny strumień czerwonej cieczy. Dziewczynka wzięła do ręki chusteczkę ,która zaczęła wycierać obolałą część ciała.

-Sakura uważaj !!! –do jej uszów dobiegł przerażony krzyk swojej siostry ,podniosła swoją głowę do góry i zobaczyła pędzącą w jej stronę z zawrotną prędkością dużą transportową furgonetkę. Chwilę później poczuła na swoich plecach rękę ,która odepchnęła ją na bok w wyniku czego uderzyła o kamienny krawężnik tracąc przy przytomność. Zamykającymi się już mocno ociężałymi powiekami spojrzała na jezdnie ,pokrytą w tym momencie dość sporą kałużą krwi a z jej ust wydobyły się ostatnie słowa.

-Siostrzyczko…

Powolnym ruchem otworzyła oczy ,ukazując tym samym swoje zielone tęczówki. Nie mogąc w pierwszej chwili przyzwyczaić się do ostrego światła zamrugała kilkakrotnie powiekami. Do jej nozdrzy od razu wpadł ten dobrze znany zapach. Znajdowała się ona w niewielkiej szpitalnej sali. Nigdy nie lubiła tego miejsca ,blade kolory ścian i panujący wewnątrz klimat sprawiał ,że czuła się smutna ,nieporadna. Bolała ją cała głowa ,z całych sił starała się przypomnieć co się stało ,jednak nie pamiętała nic w głowie miała tylko czarną pustkę. Ostatnie co pamiętała to piknik siostrą ,droga do domu nic więcej. Po chwili z jej zamyślenia wyciągnął ją dźwięk otwieranych drzwi. Do sali weszła szczupła kobieta w czerwonej spódniczce i białej koszuli z podwijanymi rękawami.

-Mamo, co się stało? –zapytała spoglądając na jej blade policzki ,podkrążone i zaczerwienione od płaczu oczy ,na twarz która w tym momencie ukazywała jedno uczucie-rozpacz.

-Dlaczego, dlaczego to zrobiłaś? –do uszów zielonookiej dobiegł głos wypełniony żalem i czymś jeszcze, pogardą?

-To wszystko twoja wina! To przez ciebie, dlaczego to ona musiała właśnie zginąć, dlaczego moje ukochane dziecko odeszło.- krzyczała zbliżając się do łóżka.

-Mamusiu o co chodzi ,co się stało –pytała roztrzęsiona nie wiedząc o co chodzi.

-Masz czelność jeszcze pytać! –podeszła do dziewczynki i z całej siły uderzyła ją otwartą dłonią w twarz.

-Nienawidzę cię ,nie chcę cię już więcej widzieć. Powiedziała wychodząc szybkim krokiem z pomieszczenia. Oniemiała dziewczyna usłyszała jeszcze jedno zdanie, zdanie które sprawiło jej najwięcej cierpienia –Żałuje ,że to ty przeżyłaś.

Po policzkach dziewczyny spływały gorzkie łzy ,pełne smutku i goryczy. Rozpaczliwym głosem krzyczała

-Mamusiu ,przepraszam ,mamusiu wróć.

-Mamu… -dziewczyna obudziła się z koszmaru. Całe jej ciało drżało z zimna i strachu. Leżała ona na chłodnej klatce schodowej ,do której weszła ostatniej nocy chcąc uniknąć ataku zainfekowanych. W jej głowie pojawiały się obrazy z wczorajszego dnia. Wszystko co miała ,straciła w oka mgnieniu. Musiała uciekać chcąc ratować swoje życie. Wolnym ruchem podniosła się z podłogi ,jej wzrok skierował się na znajdujące się przed nią wejście, które na szczęście wydawało się nie być przez nic otoczone. Wyszła na zewnątrz ,słońce było już wysoko w górze ,najprawdopodobniej musiała przespać dość sporą część dnia. Skierowała się w stronę niewielkiej fontanny znajdującej się na końcu ulicy. Chciała ukoić pragnienie oraz zapełnić czymś żołądek. Przemierzała bez celu kolejne przecznice ,nie wiedziała co ma ze sobą zrobić ,jak sobie sama poradzi w tym świecie jeśli tak można nazwać miejsca gdzie cywilizacja ludzka niechybnie zbliża się do końca. Zmęczona nieustannym chodzeniem usiadła na niewielkiej o dziwo nie zniszczonej jeszcze ławeczce. Zamknęła ona swoje powieki ,zanurzając się w rozmyślaniu nad jej dalszym losem. Delikatny wietrzyk kołysał jej rozpuszczonymi włosami. Nagle na swoim ramieniu poczuła ucisk ,przerażona odskoczyła momentalnie spoglądając w tył. Stała przed nią średniego wzrostu brunetka o piwnych oczach i lekkim uśmiechu.

-Czego ode mnie chcesz- zapytała chłodnym tonem.

-Przepraszam nie chciałam cię przestraszyć. Masz może jakieś jedzenie? –zapytała powoli.

-Niestety nie ,sama umieram z głodu –odpowiedziała natychmiastowo.

-Szkoda, no ale cóż i tak zbytnio się nie nastawiałam. Tak w ogóle to jestem Hana –oznajmiła wyciągając pewnie rękę w stronę zielonookiej.

-Sakura ,jestem Sakura Haruno.

-Więc Sakura jesteś tu sama?

-Nie ja je…to znaczy tak jestem sama- na jej twarzy nawet głupi mógłby dostrzec ogromny smutek.

-Czyli mogę się przysiąść –było to bardziej stwierdzenie niż pytanie gdyż już po chwili siedziała na drewnianej ławeczce rozciągając się na boki.

-Przepraszam, czy mogłabyś mi pomóc. Chciałabym wiedzieć czy jest gdzieś jakieś bezpieczne miejsce w którym mogłabym zamieszkać- zapytała różowo-włosa spuszczając głowę w dół.

-Oj Sakura w tych czasach nie ma czegoś takiego ,chociaż ostatnio słyszałam że w Washingtonie dość mocno się trzymają i chętnie przyjmują przybyszy.

-Washington… czy ty w ogóle sobie wyobrażasz jak to jest daleko. Jak ja mam się tam sama dostać- powiedziała zawiedziona dziewczyna.

-Nie koniecznie sama, wiesz ja chyba mam już dość tego Stevensvill chętnie udałabym się na wschód. Zawsze można spróbować ,może się nam poszczęści i akurat trafimy tam w jednym kawałku –oznajmiła szeroko się uśmiechając.

-Naprawdę ! Ja,ja dziękuję –do jej oczów napłynęły łzy, w końcu poczuła że to może być nowy cel w jej życiu.

-Tylko mi się tutaj nie rozklejaj, musimy już ruszać w końcu czeka nas miła przechadzka przez 160 mil –ostatnie słowo trochę ją przygnębiło ,Sakura miała racje to jednak jest dość spory dystans.

Wędrowały wspólnie już niemal od trzech dni. Sakura bardzo wiele dowiedziała się o swojej nowej dość rozgadanej przyjaciółce. Pochodziła ona z obrzeży miasta, jej rodzice byli księgowymi ,miała kilka braci i jedną siostrę. Dowiedziała się nawet takich szczegółów jak ulubiony kolor czy potrawa. Nie ciekawiło ją to zbytnio ,jednak była ona jej bardzo wdzięczna. Rozmowy z nią pozwalały chociaż na moment zapomnieć o wszystkich złych wspomnieniach.

-Sakura, już nie mogę odpocznijmy przez chwilę –powiedziała opierając się o pobliski murek.

-Nie narzekaj ,przecież nie dawno robiłyśmy sobie postój.

-Wiem, ale zauważ że nie jestem zbytnio wysportowana –oznajmiła wskazując na soje drobne ciało.

-Oh no dobrze ale tylko pięć minut –odrzekła sama siadając na znajdującej się naprzeciwko skrzynce.

-Mamy coś do jedzenia ,jeśli tak to poproszę dużego Hamburgera z wieloma dodatkami

-Taa, nawet nie przypominaj nie zostało nam już nic. Powinniśmy coś poszukać –powiedziała rozglądając się na boki. Jej oczom ukazał się niewielki kiosk na skraju podwórka.

-Pójdę sprawdzić czy przypadkiem coś się nie ostało ,ty w tym czasie wypocznij a no i uważaj na siebie

-Tak ,tak mamusiu –odpowiedziała brunetka lekko się podśmiechując.

Zielonooka sprawdzała wnętrze budynku ,jednak mimo wielu starań nie udało jej się znaleźć nawet najmniejszej paczuszki z przekąskami. Do jej uszów nagle dobiegł głośny krzyk Hany.

-Sakura! Wracaj szybko- momentalnie dziewczyna ruszyła do miejsca w którym znajdowała się jej przyjaciółka. Po chwili dostrzegła ,że z kilku uliczek zaczęły wyłaniać się zarażeni. Sytuacja była nie ciekawa za niedługo mogły być całkowicie przez nich otoczone. Szybko podbiegła do piwnookiej i trzymając jej rękę ruszyła w przeciwną stronę. Biegły z całych sił jednak dystans pomiędzy nimi a mutantami stale się zmniejszał. Nagle pojawiła się w nich nikła nadzieja. Dostrzegły one drabinę przeciwpożarową, która przymocowana była do jednego z balkonów. Prędko znalazły się tuż przy niej. Nie wyglądała ona zbytnio zachęcająco, była stara i zardzewiała jednak w tym momencie nie mogły znaleźć nic lepszego. Pierwsza zaczęła wspinać się Sakura, drabina kołysała się na boki, kilka śrub odpadło od całej konstrukcji jednak po chwili dziewczyna już mogła bezpiecznie stanąć na betonowym balkoniku. Następnie zaczęła się wspinać Hana ,powoli stąpała coraz wyżej. Była już w połowie gdy nagle reszta śrub ,które już ledwo podtrzymywały drabinę pękły. Konstrukcja runęła w dół ,dziewczyna w ostatnim momencie uskoczyła jednak jej noga utkwiła pomiędzy szczeblami.

-Hana!

-Sakura, nie mogę wyciągnąć nogi! –krzyczała dziewczyna ,patrząc jak grupka zainfekowanych jest już coraz bliżej.

-Poczekaj może uda mi się jakoś do ciebie zejść –oznajmiła rozglądając się nerwowo w poszukiwaniu drugiego zejścia.

-Nie! Nie zbliżajcie się do mnie – krzyczała brunetka wymachując jednym z zardzewiałych szczebli.

Jeden z mutantów rzucił się na dziewczynę przygniatając jej dolną część ciała. Z ust piwnookiej wydał się rozpaczliwy pisk. Po jej policzkach spływały łzy, była przerażona wizja śmierci paraliżowała jej ciało. Kolejni dwaj mutanci szybko podbiegli do niej i ostrymi pazurami zaczęli przecinać jej ręce następnie skierowali się w stronę twarzy zostawiając na niej kilka zadrapań. Ostatecznie rozszarpali jej gardło z którego już po chwili wydobywała się brunatna ciesz.

-Hana, Hana, Hana! –zielonooka krzyczała rozdzierając sobie gardło ,widok masakrowanego ciała był dla niej zbyt okrutny. Szum w głowie, mocne ukłucie oraz szok sprawiły ,że po chwili zemdlała upadając na drewniane deski.


                                                                         /\/\/\/\/\/
Witam, to już kolejny rozdział. Mam nadzieje ,że się wam podoba gdyż trochę nad nim spędziłem. Nie jest oczywiście on jakiś wspaniały czy coś ale osobiście podoba mi się. Zachęcam do komentowania itp. 
                                                                                   Koniec transmisji od Reportera

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział drugi -bezradność

Delikatne promienie światła muskały twarz młodego mężczyzny. Jego  blond włosy przypominały w tym momencie złote piaski pustyni. Nie mogąc dłużej przeciwstawiać się narastającemu blasku powolnym ruchem otworzył swoje zaspane oczy. Z początku niezbyt świadomy ,spoglądając niepewnie swoimi niebieskimi tęczówkami rozglądał się po pomieszczeniu w którym się znajdował.

-Ah, już pamiętam –szepnął wypuszczając ciężko powietrze ze swoich ust.

Po chwili swobodnego leżenia ,opierając się o znajdujące się nieopodal krzesło powoli uniósł się do góry. Z początku nie pewnie kołysał się na swoich osłabionych nogach. Wydawało mu się ,że piecze go całe ciało. Najbardziej dotkliwa była duża rana ,która rozciągała się od lewego biodra aż po sam środek jego klatki piersiowej. Jego oczy mimowolnie skierowały się na rozbity kawałek lustra wiszący w przedpokoju. Całe jego ubranie ,jeśli tak można było nazwać ,,uniform” który otrzymał w więzieniu było porozrywana a w niektórych miejscach nadal znajdywała się zaschnięta krew ,która uprzedniej nocy tak natarczywie sączyła się z licznych ran.

-Pasowałoby zmienić te szmaty –powiedział ,kierując się w stronę drewnianej szafy ,która w tym momencie pełniła funkcje blokady przed potencjalnymi intruzami. W środku znajdowało się kilka ,niedbale ułożonych ubrań. Ręką wyciągnął pierwsze lepsze rzeczy. Po chwili delikatnie nie chcąc na nowo otworzyć niektórych ran przebrał się w szary podkoszulek na który zarzucił czarną kurtkę z podwijanymi rękawami oraz czarne zwężane spodnie ,które idealnie pasowały do szarych tenisówek.

-Eh, umieram – słabo powiedział łapiąc się za brzuch, w którym już od dobrych trzech dni nie zagościł żaden posiłek. Wchodząc do kuchni zaczął przeszukiwać poszczególne szafki mając nadzieje ,że znajdzie przynajmniej odrobinę pożywienia.

-Jakie szczęście, nie ma tu absolutnie nic – powiedział łamiącym się głosem.

-No nic ,będę musiał gdzieś indziej go poszukać i tak przecież nie mogłem tu siedzieć w nieskończoność.

Chłopak podszedł do frontowego okna, odsuwając po cichu zasłony spojrzał na zewnątrz chcąc sprawdzić czy przed wejściem nadal znajdują się mutanci. Nie widząc żadnego zagrożenia odsunął blokujące drzwi meble i powoli wyszedł na zewnątrz. Chłodny powiem wiatru wywołał dreszcze na jego szyi ,mimo tego że jest już lato poranki nadal wydawały się zbyt zimne. Zapinając guziki w swojej kurtce zaczął przemieszczać się po osiedlu. Na pierwszy rzut oka było ono duże ,o wiele większe niż zdawało mu się ostatniej nocy. Mijając kolejne domki jednorodzinne napełniało go jedno z tych uczyć których nie mógł zrozumieć. Czuł nostalgiczną pustkę wewnątrz .Jeszcze kilka lat temu chciał mieszkać w takim miejscu. Mieć ładny ,niewielki dom w którym szczęśliwie mieszkałby ze swoimi rodzicami ,ogród w którym mógłby bawić się z przyjaciółmi .Jednak wraz z upływem czasu  zrozumiał ,że to wszystko było tylko ulotnym marzeniem, ktoś taki jak on nie zasługiwał na to. Po chwili z zamyślenia wyciągnął go cichy krzyk dobiegający z pobliskiego podwórka .Ostrożnie podszedł bliżej ,chcąc sprawdzić co było jego przyczyną. Przez otwór w ogrodzeniu zauważył małą ,czarnowłosą dziewczynkę kucającą na ziemi. Swoimi małymi rączkami zatykała sobie uszy , w jej oczach z łatwością można było zobaczyć przerażenie. Chwilę później uświadomił sobie dlaczego. Do dziewczynki szybkim tempem zbliżała się spora grupka zarażonych. Przez jego głowę momentalnie przeszła myśl –muszę jej pomóc.

-Dalej ,rusz się .Rusz się ! –jego rozum podpowiadał mu jedno ,jednak przez całe jego ciało przechodził dreszcz ,wydawało mu się że zastygło ono w miejscu. Z całych sił chciał się podnieść jednak bał się tak cholernie się bał ,ale czego …śmierci? Przecież już od dawna wmawiał sobie ,że nie ma nic do stracenie , w końcu nic go już nie trzymało na tym świecie …więc dlaczego?

Krzyk ,rozdzierający cisze krzyk wydobywał się z gardła dziewczynki ,która brutalnie została zaatakowana przez otaczającą ją grupę mutantów. Ostre zęby wbijały się w jej delikatne ciało rozszarpując jej skórę. Płakała ,zdzierała sobie gardło wrzaskiem próbując wydostać się z niechybnych zawiasów śmierci a on patrzył ,z przerażeniem patrzył …nie zrobił nic.

Biegł ,z całych sił biegł mimo ,że rany przypominały o sobie nie zatrzymał się ani na moment ,chciał jak najszybciej oddalić się od tamtego miejsca. Wpadł w pierwszą lepszą uliczkę na końcu której zauważył nieduży sklepik spożywczy. Po chwili wszedł do niego ,rozglądając się po regałach ,jednak wszystkie były puste. Powoli przemieszczając się miedzy stoiskami dostrzegł kontem oka kilka konserw najpewniej pochodzących z wojskowych racji żywnościowych. Chwycił jedną z nich i momentalnie otworzył chcąc jak najszybciej wypełnić pusty żołądek ,jednak coś go powstrzymywało. Po chwili osunął się na podłogę ,opierając się plecami o zimną ścianę. Nagle po jego policzku spłynęła pierwsza łza ,wypełniona bólem żalem i trwogom.

-Dlaczego? Przecież nawet jej nie znałem- szepnął ocierając mokry policzek.

-Nie… to nie to ,po prostu jestem żałosnym ,bezużytecznym skurwysynem –powiedział prawie bezgłośnie ukrywając swoją twarz między rękami. Chwilę później można było dosłyszeć cichy szloch  pełen słabości i nienawiści do siebie samego.

Minęło około trzydzieści minut od opuszczenia sklepu spożywczego. Oprócz pozyskanych kilku puszek z jedzeniem z których bardzo się ucieszył gdyż nie musiał na razie zbytnio martwić się o to co będzie jutro jadł na śniadanie znalazł podręczną mapę turystyczną. Siedząc na niewielkim drewnianym pudle martwym wzrokiem wpatrywał się w jej treść.

-I co teraz ,gdzie powinienem się udać? –jego głowę zaplątywały w tym momencie właśnie te myśli.

- Cholera ,zbyt wiele mnie ominęło ,skąd mam cokolwiek wiedzieć ! –oznajmił lekko poddenerwowanym głosem.

Po chwili wstał ,chowając do kieszeni od spodni złożoną mapę. Rozmyślając nadal nad celem swojej dalszej wędrówki skierował się w stronę rzędu stojących budynków. Z minuty na minutę frustracja rosła coraz bardziej ,nigdy nie przepadał za innymi ludźmi ale w tym momencie chciał spotkać jakąkolwiek osobę ,która byłaby wstanie opowiedzieć mu o wszystkim co go ominęło podczas pobytu w więzieniu. Nagle usłyszał głos ,możliwe nawet że rozmowę ,która dobiegała z wnętrza jednego z garaży znajdującego się obok bloku. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech ,nikła nadzieja pojawiła się wewnątrz niego. Powoli udał się w jego stronę ,ostrożnie uchylił drzwi i rozglądnął się po całym pomieszczeniu w środku zauważył siedzącego mężczyznę obróconego do niego plecami.

-Dzień Dobry – przywitał się stanowczo ,jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Przybliżył się do mężczyzny i obrócił go w swoją stronę. Nikła nadzieja jaka wypełniała go do tej pory znikła. Mężczyzna miał rozszarpany brzuch ,głosy które wydawało mu się że słyszał były tak naprawdę dźwiękiem wydobywającym się z radia ,które starzec trzymał na kolanach.

-Kurwa i po co się cieszyłeś kretynie? –zapytał łamiącym głosem

 Wcześniej nie zwrócił zbytnio uwagi gdzie się znajduje jednak teraz mógł stwierdzić ,że jest to jakiś stary warsztat. W kącie pomieszczenia chłopak zobaczyć przykryty w połowie jakimś prześcieradłem motocykl ,dobrze znał ten model widział jeden z nich na pokazach kilka lat temu. Przekręcił kluczyk w stacyjce ,pierwsza próba nic ,druga to samo jednak za trzecim razem silnik zaczął wydobywać delikatny dźwięk ,który z czasem przerodził się w głośne brzmienie pokazując prawdziwą moc  pojazdu. Niebieskooki zaczął śmiać się ,naprawdę się ucieszył .Wizja szwendania się na nogach przytłaczała go ,przejście kilku przecznic sprawiało ,że brakowało mu tchu nie wspominając o bólu ,który rozchodził się po całym ciele. Blondyn przeszukując szafki znalazł w połowie pełny kanister z paliwem więc bez obaw mógł przejechać pewien dystans. Chłopak niedługo później wyjechał z garażu ,dźwięk silnika najprawdopodobniej przyciągnął kilku mutantów ,którzy w tym momencie próbowali sforsować siłą znajdującą się nieopodal bramę.

Noc zbliżała się coraz bardziej ,słońce powoli zachodziło na horyzoncie rzucając ostatnie promienie światła na miasto. Chłopak powoli jechał na motocyklu mijając kolejne uliczki i domki. Poszukiwał on jakiegoś bezpiecznego miejsca ,które mogłoby posłużyć mu za tymczasowy nocleg. Przed sobą zobaczył rozwalony autobus blokujące prawie całą jezdnie, chcąc go ominąć ,zgrabnie skręcił w prawo koło dość dużego kontenera. Nagle został chwycony za ubranie co spowodowało że spadł z motoru ,który przewracając się przejechał po asfalcie zostawiając za sobą ślad z iskier. Obolały chłopak po chwili uniósł się z trudem z ziemi. Zauważył przed sobą jednego z zainfekowanych ,który zbliżał się do niego. Jego rozum nagle zaczął szybciej pracować , utykając zaczął oddalać się w stronę autobusu. Nie uszedł zbyt daleko gdyż został nagle pochwycony za nogę co spowodowało kolejny upadek. Ostre pazury zaciskały się na jego prawej noce coraz bardziej, próbował uwolnić się jednak uścisk był zbyt mocny. Zainfekowany rzucił się na chłopaka z zębami ,pragnąc rozszarpać mu tętnice ,jednak w ostatniej chwili niebieskooki pochwycił w ręce metalową rurkę i z całą siłą uderzył napastnika w głowę przebijając mu czaszkę. Bezwładne ciało upadło na nastolatka ,odrażający zapach zgniłego ciała dobiegał do jego nozdrzy ,wywołując odczucia wymiotne. Chłopak po chwili wydostał się z pod martwego truchła. Kolejna fala bólu przeszła po jego ciele, spojrzał na swoją nogę ,z której lała się bordowa ciesz. Zaciskając zęby oraz próbując nie myśleć o bólu udał się w stronę swojego motoru, który na szczęście nadal działał. Nie mając siły na zbyt długą jazdę skierował się do stojącej w pobliżu ciężarówki ,w której miał zamiar przespać się chociaż przez kilka godzin. Kładąc się na kartonach ,które znalazł w środku zaczął owijać swoją skaleczoną nogę warstwą jakiegoś materiału. Było zimno ,jednak zbytnio mu to nie przeszkadzało w końcu często znajdował się w gorszych warunkach. Próbując odwrócić uwagę od narastającego bólu wyciągnął jeszcze raz schowaną mapę, wracając do swoich rozmyślań.

-Stevensville hmm może to nie taki zły pomysł, tam na pewno znajdę jakąś pomoc. Tym razem szczęście musi mi dopisać –powiedział już lekko sennym głosem ,gdyż po chwili wyczerpany całym dzisiejszym trudnym dniem zapadł w sen ,sen który nie wątpliwie przerodzi się w koszmar.

/\/\/\/\/\/

Witam ,to już kolejny rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję ,że komuś się spodoba ,zachęcam do komentowania bo to naprawdę motywuje. Jak pewnie zauważyliście lub też nie dodałem zakładkę mapy ,gdzie będą się pojawiać mapy,trasy ,kierunki podróży naszych bohaterów.

                                                                                 Koniec transmisji od Reportera

                                                                                                              

sobota, 3 stycznia 2015

One Shot -wieczna miłość

Delikatny powiem wiatru zrywał już ostatnie wyblakłe szaro-brązowe liście niewielkiego drzewka stojącego na zboczu wzgórza. Wielu widząc ten widok mogłoby rzec ,że drzewo to jest magiczne a same liście zaklęte są w wiecznym tańcu. Ostatnie krople deszczu spływały po marmurowym już nieco zniszczonym i ledwo czytelnym nagrobku. Już z oddali można było dostrzec klęczącą nieopodal młodą dziewczynę z długimi sięgającymi już do pasa różowymi włosami ,która lśniły w promieniach wychodzącego zza chmur zimnego jesiennego słońca .Ubrana była w jasną sukienkę na ramiączkach ,która w tym momencie była cała przemoknięta przez popołudniowy deszcz ,który niespodziewanie runął na ziemię. Jej oczy –zimne ,pełne smutku ,wołające niemalże o pomoc mimo ,że puste to nadal piękne ,połyskujące zielenią spoglądały w szary grób. Ledwo widzialna łza spłynęła po jej bladym policzku, spadając niesłyszalnie na jej drobną, zgrabną rękę ,która w tym momencie swobodnie spoczywała na kolanach. Z całych sił chciała ukryć wszystkie targające nią uczucia, zamknąć w niewidzialnej klatce do ,której tylko ona miałaby dostęp. Delikatnie przygryzła swoje malinowe usta, znowu to samo, te same wspomnienia mimo ,że przynoszące jej chwilową radość powodowały również niewyobrażalny ból w jej sercu. Próbowała, broniła się jednak znowu się im poddała chciała jeszcze raz to przeżyć, jeszcze raz zobaczyć jego uroczy śmiech i przenikliwy wzrok.

Młoda ,uśmiechnięta dziewczyna z pięknym ,niewinnym  uśmiechem biegła przez niewielką polanę wypełnioną po brzegi rozmaitymi kwiatami. Jej krótkie różowe włosy delikatnie falowały na wietrze. Z oddali można było usłyszeć radosne wołanie.

-Sakura i tak cię złapię.

-Nie ,tym razem tak łatwo ci się nie uda – krzyczała rozpromieniona.

-Jeszcze się okaże –powiedział znacznie przyśpieszając by po chwili złączyć się w biegu z dziewczyną.

-Mam cię –oznajmił ,delikatnie pociągając dziewczynę za nadgarstek w dół. Oboje spadli na miękką niemalże soczystą zieloną trawę.

-A teraz obiecana kara –szepnął jej czule do ucha chwile później energicznie łaskocząc ją po brzuchu.

-Ha ha nie ,proszę ha ha już wystarczy Naruto ! –wołała próbując powstrzymywać się od śmiechu co z resztą i tak jej niezbyt dobrze wychodziło.

Chłopak nieznacznie odsunął się od zielonookiej. Przejechał swoją dłonią po policzku dziewczyny tak miękkim i ciepłym. Po chwili przybliżył on swoje usta do jej z początku subtelnie muskając jej wargi  ,co  z czasem przerodziło się w pełen namiętności i pożądania pocałunek ,którego tak bardzo potrzebowali. Uwielbiał jej usta ,zawsze słodkie ,smakujące niczym maliny. Po około pięciu minutach czułości ,podniósł dziewczynę i trzymając ją na rękach zaczął nieść ją w stronę niewielkiego fioletowego koca znajdującego się na brzegu krystalicznego jeziora.

-Uważaj bo jeszcze się przyzwyczaję i każe ci mnie nosić tak codziennie –powiedziała zadziornie dziewczyna.

-Nie ma problemu, jesteś taka lekka ,że mógłbym cię nosić nawet wieczność –odpowiedział delikatnie całując w policzek na którym momentalnie pojawił się niewielki rumieniec.

Siedzieli w ciszy spoglądając na bezchmurne ,lazurowe niebo. Nie przeszkadzało im to ,sama obecność ukochanej osoby to  wszystko czego potrzebowali. Jej wzrok po chwili przeniósł się na twarz chłopaka ,który w tym momencie lekko drzemiąc przymykał oczy. Kochała w nim wszystko ,jego złote niczym słońce włosy ,jego czyste głębokie oczy. Wcześniej nie przypuszczałaby ,że tak to się wszystko potoczy. Z początku różnica miedzy nimi była zbyt duża, ona bogata zakochana w pewnym czarnookim mężczyźnie ,natomiast on samotny nie mający nikogo. Jednak mimo to z czasem ujrzała go i pokochała nie jakąś zwykłą miłością lecz jedną z tych pięknych ,czystych o których wielu może jedynie pomarzyć.

-Sakura, wszystko w porządku ? –szepnął wolno machając ręką przed jej oczami.

-Co? Ah tak przepraszam, zamyśliłam się.

-A można wiedzieć o czym tak usilnie myślałaś ? –zapytał zaciekawiony.

-Hmm no nie wiem ,o takim jednym przystojnym blondynie. Znasz go? –oznajmiła uśmiechając się.

-Nie wierze znalazłaś sobie jakiegoś innego przystojniaka –mówił teatralnie udając ,że wyciera łzy.

-Oj głupku Ha ha –powiedziała lekko szturchając go w bok by chwilę później ucałować namiętnie w usta.

-Kochanie, pięknie tutaj jest. Cieszę się ,że mnie tu zabrałeś.

-Często bawiłem się tutaj w dzieciństwie ,przyrzekłem sobie że zabiorę tu kiedyś ważna dla mnie osobę –odpowiedział lekko się rumieniec.

-Mam pewien pomysł. Widzisz tamto drzewo? –powiedział wskazując na małe drzewko rosnące na skraju wzgórza ,do którego po chwili podeszli.

-Co chcesz zrobić ?- zapytała zainteresowana.

Chłopak wyciągnął z kieszeni spodni niewielki scyzoryk ,którym chwilę później wyciął na korze drzewka napis: Na znak miłości ,która nas połączyła Naruto + Sakura.

-Oh jakie urocze, kochanie nie wiedziałam ,że jesteś aż tak romantyczny –powiedziała z radością w głosie.

-Ej nie śmiej się ,chciałem się jakoś wykazać –odpowiedział udając obrażonego.

-Wiem, wiem i za to właśnie cię kocham. –oznajmiła przytulając się do niebieskookiego tym samym wplatając swoje palce w jego blond włosy.

Ostatnie promienie słońca zaczynały znikać za horyzontem ,chłodny powiem wiatru wywołał na jej skórze delikatne ciarki co momentalnie zostało wychwycone przez chłopaka ,który chwilę później podał jej swoją ciepłą ,czarną koszulę. Lubiła zakładać na siebie jego rzeczy ,czuć jego perfumy ,jego zapach który zawsze działał na nią kojąca. Na niebie z czasem zaczęły pojawiać się gwiazdy mimo ,że były one daleko od niej ,cieszyła się mogąc widzieć ich piękną oraz blask. Przybliżyła się do chłopaka opierając się o jego ramię. Zamknęła oczy wsłuchując się w nocą balladę graną przez niezliczoną ilość koników polnych.

-Sakura tak naprawdę to miałem jeszcze jeden powód aby cię tutaj zabrać- ciepły głos dotarł do jej uszów, uniosła swój wzrok w górę spoglądając w jego błękitne tęczówki.

-Już od dawna zastanawiałem się nad jedną rzeczą ,która nie dawała mi spokoju przez co mogłem lekko dziwnie się zachowywać. Wiele razy mówiłem ci ,że cię kocham jednak to nadal nie wystarczy. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu ,pomogłaś mi w trudnych chwilach ,dzięki tobie poradziłem sobie ze wszystkich problemami ,które mnie otaczały za co będę ci wdzięczny do końca życia. Chciałbym spędzić z tobą resztę życia i dlatego mam do ciebie pytanie –powiedział klękając na jedno kolano.

-Sakura Haruno czy zechciałabyś zostać moją żoną –oznajmił wystawiając przed sobą białe pudełeczko w którym znajdował się piękny złoty pierścionek z przyczepionym na górze brylantem w kształcie lilii.

Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust ,w jej oczach pojawiły się łzy ,nie mogła uwierzyć ,że jej marzenie właśnie się spełnia.

-Ta.. tak! –z drżącym głosem odpowiedziała –z chęcią zostanę twoją żonę.

Dwoje zakochanych przytuliło się do siebie po chwili złączając się w długi i namiętny pocałunek wypełniony radością ,marzeniami i co najważniejsze miłością.

Burza na nowo rozpętała się ,niebo przysłoniły czarne chmury z których z czasem zaczęły spadać krople deszczu mocząc wszystko dookoła. Wiatr nasilał się z minuty na minutę rzucając licznymi gałązkami oraz liśćmi. Z daleka można było usłyszeć odgłos stukania ,dźwięk kroków ludzi którzy prędko chcieli znaleźć się w ciepłych i bezpiecznych domach. Jednak jej to wszystko nie przeszkadzało nieobecnym wzrokiem spoglądała w przestrzeń.

Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy pełne smutku ,rozpaczy i goryczy. Czuła jak pustka coraz bardziej ją wypełnia pozostawiając po sobie ogromne żniwo. Już nie mogła się powstrzymywać zbyt bardzo za nim tęskniła. Nie umiała sobie poradzić z utratą osoby którą najbardziej kochała ,której oddała zarówno swoje serce jak i przyszłość. Zacisnęła swoje pięści i z całych sił uderzała nimi o ziemie.

-Wybacz mi, wybacz ,że jestem słaba ale już dłużej nie mogę tak żyć ,chcę znowu być przy tobie. Zielonooka wyciągnęła z położonej obok torebki metalową żyletkę. Była na to gotowa ,wystarczyło jedno cięcie i wszystkie problemy ,cały ból pozostawi za sobą. Przyłożyła zimne narzędzie do skóry i pociągnęła, jednak coś w ostatniej chwili ją powstrzymało. Czuła na swojej skórze dotyk ,ciepło. Nie miała pojęcia co to może być przecież była tu sama. Nagle całe jej ciało ogarnęło ciepło ,coś ją przytulało ,poczuła zapach perfum …jego perfum. Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Nie czuła strachu czy też przerażenia lecz nostalgię. Ktoś ,głaskał ją po głowie ,sprawiając że się uspokaja. Wypuściła ona z rąk żyletkę ,dała się do reszty pochłonąć temu uczuciu.

-Na… Naruto to ty? –z drżącym głosem zapytała ,jednak nie dostała odpowiedzi. Mimo to czuła ,że jest przy niej jej ukochany, ten na którego tak długo czekała.

-Proszę ,nigdy więcej mnie nie zostawiaj. Jestem bez ciebie niczym – w jej oczach pojawiły się na nowo krople łez ,które po chwili zostały wytarte prze niego.

Do jej uszów po chwili dobiegł cichy, ledwo słyszalny szept mieszający się z podmuchem wiatru.

-Tak bardzo za tobą tęskniłem kochanie.

-Ja.. ja też.

-Przepraszam że przeze mnie tyle wycierpiałaś.

-Nie proszę nie mów tak, cieszę się że znowu mogę cię poczuć. Tak bardzo mi tego brakowało.

-Proszę zapomnij o mnie i bądź szczęśliwa.

-Ja ,nie mogę kocham cię.

-Proszę spró…

-Naruto?

Uczucie ,które ją ogarniało to ciepło ,jego zapach zaczął stopniowo zanikać.

-Nie..nie proszę nie zostawiaj mnie znowu –całe jej ciało trzęsło się.

Nagle wszystko znikło znowu była tam sama, klęczała po jej policzkach spływały łzy jednak coś się zmieniło cały ból ,smutek zniknął .Wszystkie wspomnienia związane z nim zaczynały blaknąć ,stopniowo wymazywać się z jej pamięci aż w końcu zapomniała o nim ,o ich wspólnym życiu zostało to wszystko zastąpione tylko nostalgicznym uczuciem szczęścia. Siedziała nadal bezgranicznie wpatrując się w przestrzeń. Delikatne promienie zaczynały przebijać się przez zachmurzone niebo. Po pewnym czasie wstała i wolnym krokiem udała się w stronę swojego domu. Nagle zawiał ostry wiatr w którego szumie dało się usłyszeć dwa nikłe słowa.

-Kocham Cię.

-Dobrze dzieci ,na dziś tyle .Pora już spać więc wracajcie już do domu.

-Ale babciu, kontynuuj. Co się dalej stało z tą dziewczyną ,czy odnalazła miłość? Czy spotkała się z tym chłopakiem? –pytały dwie małe dziewczynki o pięknych granatowych włosach.

-To już historia na inny dzień a teraz zmykajcie –powiedziała wesoło do dziewczynek ,które chwilę później zniknęły kierując się do domu.


Kobieta skierowała swój wzrok  na duże drzewo pod którym siedziała. Przejechała ona po znajdującym się na nim napisie a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nagły wiatr porwał jej jasny kapelusz odkrywając przed światem tak rzadko spotykane różowe włosy.


                                                                /\/\/\/\/\/

Witam ,mam nadzieję że spodobał wam się ten krótki one shot. Z racji ,że mam dużo czasu  + sześć napisanych notek na zapas to pomyślałem ,że dodatkowo będę pisać one shoty ,które będę wstawiać losowo raz w tygodniu oprócz czwartków ,bo w te dni dodawane są rozdziały z głównego opowiadania. Zachęcam do komentowania


                     Koniec notki od Reportera